Rozdział 3


Wycieczka na ulicę Pokątną była dla dziewczyny niesamowitą przygodą. Było tyle rzeczy, które chciała zobaczyć i miejsc, które chciała odwiedzić, że nie potrafiła się na nic zdecydować. Rozglądała się na boki chłonąc wszystko głodnym wzrokiem. Jak mogło istnieć coś tak wspaniałego i jednocześnie ukrytego przed światem? Nie potrafiła tego wszystkiego pojąć rozumem.
- Spokojnie Hermiono, pamiętaj o oddychaniu- powiedział Blaise, śmiejąc się cicho. Spodziewał się takiej właśnie reakcji. Na nim to miejsce też wywarło ogromny wpływ, choć ujrzał je dawno temu. I czuł ekscytację za każdym razem, gdy tu zaglądał.
Ruszyli wzdłuż brukowanej ulicy. Rodzice bruneta zaproponowali, że wybiorą się z mamą Hermiony do banku, by wymienić pieniądze a oni w tym czasie mogą udać się na małe zwiedzanie. Umówili się, że za godzinę spotkają się przed księgarnią. Dziewczyna nie mogła się doczekać, by zobaczyć więcej. Przyjaciel zabrał ją na mały spacer pokazując co ciekawsze miejsca. Minęli między innymi centrum handlowe, gdzie można kupić zwierzaki i sowy, sklep Olivandera, do którego na pewno pójdą kupić im różdżki. Jednak najbardziej zainteresowała Hermionę księgarnia.
- Trafiłam do nieba- szepnęła, gdy przekroczyli próg sklepu. Od samej ziemi aż po sufit piętrzyły się najrozmaitrze książki dosłownie o wszystkim. Z czułością przebiegała palcami po grzbietach równo poukładanych tomów. Blaise w ciszy wędrował za nią, pozwalając, by nacieszyła się urokiem tego miejsca. Nagle zatrzymał się, dostrzegając blond czuprynę znikającą kilka regałów dalej.
- Hermiono- zaczął niepewnie. Dziewczynka odwróciła się i spojrzała na niego.- Wydaje mi się, że Draco z rodzicami tutaj jest.
Wyraz jej twarzy mówił sam za siebie. Ból mieszał się z rozczarowaniem. Zacisnęła dłonie w małe piąstki i powróciła do przerwanego zajęcia. Mimo wszystko chciała wierzyć, że ich przyjaźń jest coś warta. Jednak słysząc jego głos nie potrafiła się oprzeć. Weszła w dział, z którego dobiegał. Wtedy po raz pierwszy ujrzała jego rodziców. Wyniośli, dobrze ubrani, z surowym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć wyrazem twarzy. Dopiero teraz uderzyło w nią to, jak wyglądało życie blondyna zanim ją poznał. Łzy zaszkliły się jej w oczach, gdy przypomniała sobie jego twarz z ich pierwszego spotkania. Ta sama wyniosłość i brak emocji. Jakimi ludźmi musieli być jego rodzice, że skazali niewinne dziecko na coś takiego? Z trudem powstrzymała się od powiedzenia czegokolwiek. Już zaczęła się odwracać, by wrócić do Blaise'a, który na nią czekał, gdy nagle Draco odwrócił głowę i spojrzał na nią. Widziała smutek malujący się w jego oczach. I nieme przeprosiny, że musi być taki, a nie inny. Bezgłośnie wypowiedziała słowa "na zawsze". Wiedziała, że je zrozumiał. Dostrzegła ten błysk w oku. Uśmiechnęła się do niego delikatnie. Wtedy odwrócił twarz i ruszył za matką a ona powróciła do bruneta.


Siedząc w swoim pokoju, otoczona paczkami z Pokątnej czuła się tak nieszczęśliwie, jak nigdy wcześniej. Nie spodziewała się, że tak potoczy się jej życie. Miała dopiero jedenaście lat. Dlaczego musiała tak szybko dorosnąć i stawić czoła niesprawiedliwemu światu? Chciała po prostu być dzieckiem. Poznawać to, co jest wokół niej i mieć u boku swojego najlepszego przyjaciela. To przecież tak niewiele. Kilka łez potoczyło się po jej policzkach. Otarła je swoją małą rączką i podeszła do okna. Było z niego widać niewielkie wzgórze, za którym znajdował się dom Dracona. U dołu stała ławeczka, na której często siadała i czekała, aż jej przyjaciel się zjawi. Przymknęła na chwilę powieki. Teraz przed oczami miała wyraz twarzy przyjaciela z dzisiejszego spotkania na Pokątnej. Potrząsnęła głową. Musiała, coś ze sobą zrobić, żeby nie zwariować. Wzięła pierwszą książkę, która wpadła jej w ręce i udała się do ich miejsca. Zasiadła pod starym, wielkim drzewem i zatopiła się w lekturze.

Draco chodził po swoim pokoju nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. Wciąż przed oczami miał scenę z księgarni. Jej twarz, oczy. I słowa, które bezgłośnie wypowiedziała. Spojrzał w okno. Powoli zapadał zmierzch. Westchnął cicho i opadł na łóżko. Miał wielkie szczęście, że na nią trafił. Była niesamowicie wyrozumiałą i inteligentną dziewczynką. Tak bardzo mu ulżyło, gdy dostrzegł delikatny uśmiech na jej twarzy. Była przy nim mimo wszystko. Na zawsze. Tak, jak mu obiecała.
Rozejrzał się pustym wzrokiem po pokoju. Kim tak naprawdę był? I kim chciał być? Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Wiedział za to, kim jego rodzice chcą, by był. Wypranym z uczyć, gardzącym innymi snobem, który nie wie, co to słabość i nigdy nie płacze. Zawsze wygrywa, bez względu na cenę. Piękne opakowanie, które nie zawiera w środku niczego wartościowego. Nie był ideałem. Tak często miał ochotę się poddać. Usiąść i zacząć płakać. Przyklejał na twarz maskę, którą cenili rodzice a w środku rozpadał się na miliony kawałków. I tylko Hermiona potrafiła je pozbierać i ułożyć w jedną, spójną całość. W chłopca, którym naprawdę był. Znała go tak dobrze. Czasem miał wrażenie, że nawet lepiej, niż on sam. I tylko ona wiedziała, jak ciężko mu teraz było.

Jego ukochana przyjaciółka. Powierniczka tajemnic. Jego sumienie.


Pierwszy września nadszedł nadspodziewanie szybko. Hermiona czuła się rozdarta. Z jednej strony cieszył ją wyjazd i wielka przygoda, która na nią czekała a mimo wszystko miała ochotę płakać. Chciała spędzić ten magiczny czas z przyjacielem, jednak nie było jej to dane. Dzień wcześniej dostała od Blaise'a wiadomość, w której Draco przepraszał ją za wszystko. Dokładnie wiedziała, co to oznaczało. Ich znajomość nie ma prawa bytu, ponieważ jego ojciec będzie mieć oko na to, z kim młody Malfoy utrzymuje kontakty. Został jej tylko brunet. I choć bardzo lubiła spędzać z nim czas, nie był on w stanie zastąpić jej ukochanego, upartego i trochę upierdliwego blondyna, który potrafił jednym spojrzeniem sprawić, że czuła się wyjątkowa. To on dostrzegł w niej to, czego sama nie widziała i pokazał, jak silną jest osobą. Doskonale wiedział, że poradzi sobie i teraz.
Z cichym westchnieniem ubrała się i zeszła na dół na śniadanie. Za godzinę mieli po nich przyjechać państwo Zabini. Dziewczynka cieszyła się, że jej mama ma tak dobry kontakt z rodzicami Blaise'a. To naprawdę bardzo wiele upraszczało.
- Gotowa do podróży?- zagadnęła Jane, gdy Hermiona skończyła śniadanie. Krótkie skinienie głowy musiało wystarczyć za odpowiedź. Bez słowa udała się na górę po swój kufer. Po chwili rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Pół godziny później byli już na dworcu. Dziewczynka pożegnała się z mamą, która nie mogła jej odprowadzić na właściwy peron, po czym przybrała na twarz maskę obojętności i, wraz z rodzicami bruneta, przeszła przez barierkę, która prowadziła na peron 9 i 3/4. Rozejrzała się po miejscu, które było wypełnione czarodziejami w każdym wieku. Z oddali dostrzegła blond czuprynę Dracona, który stał z rodzicami i jakąś czarnowłosą dziewczynką. Mijając go spuściła wzrok. Znaleźli wolny przedział, pożegnali się z państwem Zabini i oczekiwali odjazdu.
- Wiem, że ci ciężko Hermiono- powiedział cicho Blaise. Długo zastanawiał się, czy powinien cokolwiek powiedzieć. Oboje zachowywali się dokładnie tak samo. Było po nich widać, jak wiele kosztuje ich rozłąka. Draco potrafił mówić o swojej przyjaciółce godzinami. Nigdy wcześniej nie widział, by ktoś był tak do kogoś przywiązany. Mieli ogromny skarb, który musieli porzucić. Nikt nie zapytał ich o zdanie. Miał aby nadzieję, że kiedyś to się zmieni.
- Wiem Blaise, ale widocznie tak musi być. On wie, że może na mnie liczyć bez względu na wszystko.
Jej głos był przepełniony smutkiem. Brunet westchnął cicho i spojrzał przez okno. Za pięć minut mieli wyruszyć. Wszyscy zaczynali się żegnać i wsiadać do pociągu. Po chwili do ich przedziału dosiadło się jeszcze dwóch chłopców. Hermiona całą drogę milczała spoglądając w okno.

Hogwart choć urzekający, nie zrobił na niej wrażenia. Nie potrafiła się cieszyć tym miejscem. Jeszcze nie teraz. Musi najpierw nauczyć się żyć bez najlepszego przyjaciela. Ceremonia Przydziału przypieczętowała koniec otwartej znajomości z młodym Malfoyem. Trafił do Slytherinu a ona do Gryffindoru – dwóch domów, które nienawidzą się z zasady. Co prawda Blaise też tam trafił, ale spoglądając na niego przez salę dojrzała delikatny uśmiech na jego twarzy, gdy odwzajemnij jej spojrzenie. Wiedziała, że jej nie zostawi. Chociaż on jej pozostał. Jedyna więź, która łączy ją z Draconem.

Pierwsze tygodnie były dla Hermiony bardzo ciężkie. Nie trafiła na żadną przyjazną duszę w jej domu. Wszyscy krzywili się, widząc ją w towarzystwie ślizgona. Nie przejmowała się tym. Starała się spędzać z nim, jak najwięcej czasu i nie wypytywać za często o blondyna. Tylko czasem padało pytanie "jak on sobie radzi?". Brunet znosił to wszystko cierpliwie. Takie pytania padały także z ust Dracona. Rozumiał, że jest im ciężki. Starał się im pomagać, jak tylko mógł. Oboje byli jego przyjaciółmi.

Nie wszystko jednak zawsze toczy się tak, jakbyśmy tego chcieli. Z czasem jej kontakt z brunetem osłabł. Większość dnia spędzał ze swoimi znajomymi a dla niej znajdował znikome ilości czasu. Po ostatniej kłótni, w której wytknął jej, że przyjaźni się z nim tylko po to, by wypytywać o Dracona, uciekła z płaczem i od tego czasu unikała spotkań z nim. Kolejna osoba, która ją opuściła. Choć brunet miał wybór.

Minęły kolejne tygodnie zanim doszła do siebie i zaczęła w miarę normalnie funkcjonować. To właśnie wtedy po raz pierwszy od kłótni z brunetem ktoś zrobił jej tak wielką przykrość, że uciekła z płaczem zamykając się w damskiej łazience. To było w noc duchów. Pewien chłopak z jej roku, Ron Weasley, dokuczał jej na zaklęciach. Słysząc jego nieprzyjemne komentarze, coś w niej pękło. I skończyło się to dla niej niemal tragicznie. Ktoś wpuścił do szkoły górskiego trola, który za cel wycieczki obrał sobie łazienkę, w której przebywała. Tylko pomoc Rona i jego przyjaciela, Harry'ego Pottera uratowała ją. Od tego czasu trzymali się razem.

Gdy Draco usłyszał, jak wielkie niebezpieczeństwo groziło jego przyjaciółce niemal nie rozpłakał się z bezsilności. Gdyby mógł się z nią przyjaźnić nic takiego nie miałoby miejsca. Gdyby nie ten półgłówek Blaise, który ją zostawił, Hermiona nie musiałaby płakać. Całe szczęście, że ten Potter i jego rudy kompan uratowali ją na czas. Choć pewnie, gdyby nie odpowiadali za stan, w którym się znalazła, nie ruszyliby tyłków, by ją uratować. Kłócąc się z własnym sumieniem w końcu wziął sowę i napisał do dziewczyny krótką wiadomość.

Ciesze się, że nic ci nie jest. Bardzo się martwiłem.
D.M.
Czytając ją miała łzy w oczach. Nie zapomniał. To ją utwierdziło w przekonaniu, że ich przyjaźń przetrwa wszystko. Że będą już na zawsze.

2 komentarze:

  1. I cried! At the end! :c

    To takie wzruszające!!!

    <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszyłam się.
    Masz ogromny talent do pisania. Chciałabym poznać twoja opinie hermionariddle-dracomalfoy.blogspot.com

    Pozdrawiam i weny życzę Tonks

    OdpowiedzUsuń