Rozdział 9

Niestety nie posiadam na ten moment internetu na mieszkaniu i nie mam pojęcia, kiedy ten stan rzeczy ulegnie zmianie, dlatego nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy pojawi się nowy rozdział. Z góry wszystkich przepraszam i zapraszam na nowy rozdział :)




Mijały kolejne dni i nic się nie zmieniało. Harry nadal był sam, Hermiona nadal spędzała większość czasu z Malfoyem, a Ron zaczął gdzieś znikać na całe popołudnia i nikt nie wiedział, co robił. Wszystko, co tak wiele dla niego znaczyło wypadło mu z rąk, a on nie miał sił, by się schylić i to pozbierać. Czy tak od teraz miało wyglądać jego życie?

Powoli naprawdę miał tego dość. Na dodatek pojawiły się problemy w Zakonie. Voldemort dziwnym trafem dowiadywał się o połowie ich planów. Na darmo szukali zdrajcy. I choć Harry próbował przemówić im do rozumu nie chcieli go słuchać. W ich oczach Malfoy stał się święty. A Voldemort robił ich w balona.



Draco siedział w swojej sypialni i posyłał groźne spojrzenia kopercie leżącej na biurku. To był list od jego rodziców, który ponad godzinę temu przyniosła ich sowa. Doskonale wiedział, co zostało w nim napisane. Przecież spodziewał się tego od samego początku. Dlaczego teraz nie potrafił się przełamać i otworzyć tej przeklętej koperty, by stanąć twarzą w twarz ze swoim przeznaczeniem? Zyskał coś i coś stracił. Równowaga w przyrodzie została zachowana. Po prostu pierwszy raz w życiu czuł, że nie ma już niczego, poza spojrzeniem czekoladowych oczu i troską, jaką w nich widział. Przerażało go to i cieszyło. W końcu poddał się. Schował list do kieszeni i opuścił pokój, by udać się na obiad. Postanowił otworzyć kopertę dopiero wieczorem, gdy po raz kolejny zaszyją się z Hermioną w Pokoju Życzeń. Był takim tchórzem.


- Mamy szpiega. Dlaczego do nikogo to nie dociera?! - krzyczał Harry podczas kolejnego spotkania Zakonu. Nie potrafił zrozumieć zachowania reszty członków. Przecież to była poważna sprawa.
- Wiemy o tym Harry, ale nie możemy wyciągać pochopnych wniosków. Nie mamy żadnych dowodów na to, że Draco to zrobił – powiedział spokojnym głosem Dumbledore. Jego także martwił szpieg, który niespodziewanie pojawił się w ich szeregach, ale nie chciał kolejny raz popełnić tego samego błędu.
- Nie mamy też dowodu na to, że tego nie zrobił – upierał się Harry. Hermiona nie mogła tego słuchać. Spojrzała przepraszająco na Dracona i wstała.
- Przykro mi, że Cię rozczaruję Harry, ale mamy dowody na to, że Draco tego nie zrobił. Wczoraj pokazał mi list od rodziców. Wydziedziczyli go.

Wszyscy zamilkli rzucając ukradkowe spojrzenia w stronę blondyna, który ze spuszczoną głową siedział na swoim miejscu. Spodziewali się, że coś powie, ale on milczał. Nie miał nic do dodania. Było mu wstyd, choć nie miał ku temu powodów. Wiedział, że zrobił dobrze. Tylko dlaczego bycie dobrym kosztowało tak wiele, a bycie złym przychodziło wszystkim tak łatwo?

- Ja... Nie wiedziałem. Przykro mi – powiedział cicho Harry i usiadł na swoim miejscu. Do końca zebrania nie odezwał się słowem. Nagle jego teoria jakoby Malfoy był tutaj tylko po to, by doprowadzić ich do zguby legła w gruzach. To wszystko znaczyło, że Malfoy oficjalnie nie miał domu i rodziny. Nawet on, Harry był w lepszej sytuacji. Miał dokąd wracać.


Kompletnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Czuł się, jakby cały płonął, a obok nie było nikogo, kto podałby mu szklankę wody. Nie potrafił wytłumaczyć, co się z nim działo ani czego potrzebował. Chciał, by ktoś go naprawił, choć wiedział, że to niemożliwe. Był, jaki był. Hermiona obudziła w nim wiele cech, o których istnienie się nie podejrzewał, ale wciąż pozostawał sobą.
Potworem, którego stworzyli jego rodzice. A w sumie byli rodzice. Przecież od teraz był bezdomną sierotą. Mial ochotę rzucić czymś, uderzyć głową w ścianę albo cisnąć w kogoś jakimś paskudnym zaklęciem. Nie mógł zrobić żadnej z tych rzeczy, co denerwowało go jeszcze bardziej.

Coś się w nim zmieniło. Nie do końca wiedział co, ale nie podobało mu się to ani trochę. I robił wszystko, by nie dopuszczać tego nowego „ja” do głosu zbyt często. Nie mógł zrazić do siebie tych wszystkich ludzi, którzy mu zaufali. Prócz nich nie miał nikogo. I to było takie żałosne, że miał ochotę krzyczeć, a jednocześnie czuł ulgę, że istniał ktoś taki.


Hermiona czuła się kompletnie zagubiona. Widziała strach w oczach przyjaciela i nie wiedziała, co zrobić, by mu pomóc. Była zła na siebie i to, co zaczynała czuć do blondyna. To nie był czas na tego typu rzeczy. W szeregach mieli szpieg, Draco nie miał rodziny i domu, a ona dąsała się, bo blondyn widział w niej tylko przyjaciółkę, a ona tak bardzo chciała stać się kimś więcej. Nawet nie wiedziała, kiedy to pojawiło się w jej głowie, ale teraz nie chciało jej opuścił.

Na dodatek dalej nie potrafiła rozmawiać z Harrym. Choć chłopak starał się ona miała mu za złe, że dopiero teraz odpuścił. Nie potrafił jej zaufać, choć przecież nigdy go nie zawiodła. Kolejna osoba na liście, która zraniła ją, choć wcale tego nie chciała. Z dnia na dzień przybywało na niej nazwisk, a ona nie wiedziała co zrobić, by to powstrzymać.

Mamy kryzys...
Ron po cichu wślizgnął się do sypialni. Starał się nikogo nie obudzić. Nie miał ochoty tłumaczyć się nikomu. To, gdzie bywał i co robił nikogo nie powinno obchodzić. W końcu nikt mu się nigdy nie tłumaczył, więc dlaczego on miał to robić?

Wreszcie miał siłę, by walczyć o swoje marzenia i nie zamierzał z nikim się tym dzielić. To należało tylko do niego.