Rozdział 10

Przepraszam za kosmiczną przerwę, ale nie mam kontaktu ze światem (nie mam internetu na mieszkaniu), więc będę pojawiać się naprawdę rzadko. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.





Po deszczowym i ponurym listopadzie nadszedł czas na mroźny grudzień, który z każdym dniem przybliżał wszystkich do świąt Bożego Narodzenia. Pierwszych świąt, których Draco nie spędzi z rodziną. I choć czasem zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie poprosił Hermiony o pomoc, to nie potrafił żałować podjętej decyzji. Sama myśl, że w tej chwili przygotowywałby się do przyjęcia mrocznego znaku wzbudzała w nim odruch wymiotny.

Rozejrzał się po Pokoju Życzeń, który dzisiaj przypominał salon w domu jego przyjaciółki. W kominku wesoło trzaskał ogień, a na kanapie czekał ciepły, puchaty koc. Draco zadbał o to, by skrzaty doniosły tacę z ciastkami i kakao, żeby było tak, jak kiedyś. Chłopak boleśnie zdawał sobie sprawę, że dawno minął czas beztroski i spokoju, a mimo to robił wszystko, by odzyskać choć część przeszłości. Miał nadzieję, że Hermiona to doceni.

- Draco? Dlaczego jesteśmy w moim salonie? - zapytała z zaskoczeniem dziewczyna, gdy przekroczyła próg pokoju. Często przesiadywali w jej kuchni, ale salon pojawił się tutaj po raz pierwszy. Zerknęła na stolik, gdzie czekały na nich smakołyki. Nic z tego nie rozumiała.
- Chciałem poczuć się, jak kiedyś – powiedział cicho blondyn i gestem zaprosił ją, by dołączyła do niego na kanapie. Po chwili wahania usiadła obok i z lekkim uśmiechem przyjęła od niego kubek z parującym napojem.

Milczeli nie wiedząc, co powinni powiedzieć. Chwila, choć znajoma, wzbudzała w nich pewne obawy. W końcu odezwał się chłopak.

- Gdyby nie Twoja pomoc, to rodzice przygotowywaliby mnie do przyjęcia znaku. Po przerwie świątecznej miałem wrócić, jako świeżo upieczony śmierciożerca. Blaise też.
- Nadal trudno mi uwierzyć, że on naprawdę tego chce. Przecież jego rodzice nigdy nie wywierali na nim presji. To tacy ciepli ludzie. Mimo że Blaise przestał ze mną rozmawiać, to czasem odwiedzali moją mamę.
- Nie wiem, czemu tak się zmienił, ale nie jest już tą samą osobą. Umarł w nim ten chłopak, który przyjaźnił się ze mną lata temu.
- Przez chwilę myślałam, że ten chłopak, którego znałam także w Tobie umarł.

Blondyn spojrzał zaskoczony na dziewczynę. Smutek i gorycz w jej głosie zaskoczyły go. Wiele razy rozmawiali o tym, co miało miejsce podczas tych lat, kiedy nie mogli się przyjaźnić, ale nigdy nie mówiła o tym w taki sposób. Nie wiedząc, co powiedzieć wyciągnął w jej stronę dłoń i pogładził delikatnie po ramieniu.

- Byłeś taki zimny i wyprany z uczuć. Zupełnie, jak ten chłopiec, który pojawił się na moim podwórku lata temu. Tak bardzo się bałam, że straciłam Cię na zawsze – wyszeptała dziewczyna ufnie wtulając się w jego ramiona.
- To Ty nie pozwoliłaś mu umrzeć. Nie poddałem się, bo widziałem w Twoich oczach nadzieję. Tak wiele Ci zawdzięczam.

Hermiona załkała cicho i ukryła twarz w Jego szacie. Tak wiele uczuć teraz nią targało, a nie mogła mu o nich powiedzieć. Nie chciała, by zaczął traktować ją inaczej albo podchodzić z dystansem do ich przyjaźni. Umarłaby wtedy. Wolała to, co ofiarowywał jej w tej chwili. Może z czasem zacznie dostrzegać w niej kogoś więcej.



Kolejne spotkanie zakonu. Szpieg wciąż bezkarnie uprzedzał wszystkie ich akcje. Panowała coraz bardziej napięta atmosfera. Wszyscy patrzyli sobie na ręce, czekając, aż ktoś popełni jakiś błąd, by móc go posądzić o zdradę. Hermiona miała tego powoli serdecznie dość. Musieli jak najszybciej znaleźć zdrajcę, a ona wpadła na genialny pomysł. Nie podzieliła się nim nawet z Draco, by nikt nie mógł zarzucić jej stronniczości. Wiedziała, że to nie On był zdrajcą, ale wolała nie kusić losu. Poprosiła dyrektora o rozmowę w cztery oczy mając nadzieję, że ten przystanie na jej propozycję.

- Naprawdę myślisz, że to mogłoby zadziałać?
- Nie zaszkodzi spróbować. Tylko musi pan sporządzić dokładną listę tego, co komu powie. A potem pozostaje tylko czekać i przekonać się, która informacja dotrze do Voldemorta.
- Tak więc zrobię. Czy ktoś wie o tym pomyśle?
- Nie. Nawet Draco nie został wtajemniczony, by nikt nie mógł mu niczego zarzucić.
- Bardzo dobrze. Zwołam w weekend nadzwyczajne zebranie i poproszę każdego na osobną rozmowę.

Hermiona zadowolona, że mogła jakoś pomóc wróciła do wieży gryfonów. Było już stosunkowo późno, a chciała się jeszcze pouczyć do kartkówki, którą zapowiedział im na jutro profesor Snape. Odkąd jawnie przyjaźniła się z Draconem mistrz eliksirów ograniczył swoje kąśliwe uwagi, co bardzo ułatwiło jej pracę. Może nie doczekała się nigdy pochwały z jego ust, ale ciche skinięcie głową, gdy zaglądał do jej kociołka było o stokroć lepsze od serii nieprzyjemnych komentarzy. Nie chciała więc dawać mu powodów, by powrócił do swojej poprzedniej postawy. Jej plany musiały jednak poczekać, bo w pokoju wspólnym zastała Harry'ego, który wyglądał, jakby ktoś go przed chwilą torturował.

- Coś się stało? - zapytała cicho, siadając w fotelu obok. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem i minęła chwila, zanim się odezwał.
- Jestem idiotą, który bez przerwy popełnia błędy. Jak wciąż możecie wierzyć, że was uratuję?
- Wszyscy popełniamy błędy Harry, ale nie to jest najważniejsze. Naprawdę liczy się tylko to, czy mamy siłę i odwagę, by się do tego przyznać i spróbować to naprawić.
- Dlaczego to mówisz? Dlaczego się interesujesz tym, jak się czuje?
- Bo jesteś moim przyjacielem.
- Marny ze mnie przyjaciel, skoro odwróciłem się od Ciebie, gdy Malfoy poprosił o pomoc.
- Nie mam Ci tego za złe. Skąd mogłeś wiedzieć? Nigdy o tym nie mówiłam, by nie wpędzić Go w kłopoty. Poza tym tak było mi prościej.
- Nie zasługuje na to, co mi ofiarujesz.
- Na szczęście nie tym decydujesz o tym, co otrzymujesz. Możesz to przyjąć albo odrzucić. Decyzja należy do Ciebie.

Z tymi słowami opuściła pokój wspólny i zniknęła na schodach wiodących do dormitorium dziewczyn. Harry dopiero po chwili zrozumiał sens jej słów. Z cichym westchnięciem ukrył twarz w dłoniach. Zdecydowanie nie zasługiwał na taką przyjaciółkę, jaką była Hermiona. Zastanawiał się, czy tak samo czuł się Malfoy, który tyle lat musiał sprawiać jej ból, a ona mimo to stanęła za nim murem. Myślał, że takie rzeczy się nie zdarzają. Po raz kolejny się pomylił.



Dyrektor skrupulatnie wybierał informacje, które miał przekazać poszczególnym członkom zakonu. Musiał pilnować, by żadna się nie powtórzyła i nie była nawet w jednej setnej prawdziwa. Spędził nad tym wiele godzin, ale miał nadzieję, że to pomoże im namierzyć szpiega i wykluczyć go, zanim naprawdę wpędzi ich w poważne kłopoty. Nigdy nie sądził, że dojdzie do takiej sytuacji, ale mieli wojnę. A trudne czasy wymagają trudnych rozwiązań. Liczył tylko, że nie zawiedzie się na osobach, którym ufał najbardziej. To byłaby największa porażka w jego życiu.


- Mam dla Ciebie wspaniałe wieści.
- Jakie?
- Byłeś grzeczny w tym roku?
- O co Ci chodzi?
- Muszę wiedzieć, czy byłeś grzeczny, bo nie wiem, czy zasłużyłeś na prezent.
- Przecież do świąt jeszcze dwa tygodnie.
- Wiem, ale ten prezent możesz dostać wcześniej. Więc jak?
- Myślę, że byłem ostatnio wystarczająco grzeczny, by odpokutować poprzednie winy.
- Tak myślałam. Właśnie dostałam list od mamy. Zaprasza Cię do nas na święta. Taty znowu nie będzie, więc liczy, że chociaż Ty dotrzymasz nam towarzystwa.
- Hermiono to... Ja... Dziękuję.
- Nie ma za co Draco. Mówiłam Ci, że nie będziesz sam.

Blondyn nic już nie powiedział, tylko porwał przyjaciółkę w ramiona i mocno uściskał. Nie miał pojęcia, w którym Bogu wzbudził litość swoim żałosnym postępowaniem, ale cieszył się, że zesłał mu kogoś takiego, jak Hermiona. Nigdy, nawet podczas bezsennych nocy, kiedy wracał myślami do tego, co mieli nie sądził, że będzie miał jeszcze więcej. Była niczym anioł stróż. Jego prywatny anioł stróż. Gdyby był osobą wierzącą pewnie teraz dziękowałby swojemu Bogu na klęczkach za ten cud, który trzymał właśnie w ramionach. Nie śmiał nawet prosić o więcej, by przypadkiem nie stracić tego, co już miał. Wolał cicho godzić się na jej przyjaźń i mieć nadzieję, że może kiedyś to zmieni się w coś więcej. W końcu mają przed sobą sporo czasu. Teraz już nic go nie ograniczało. Mógł być przy niej na zawsze. Tak, jak sobie obiecali.
Na zawsze.