Rozdział 4


Miesiące szybko mijały. Coraz łatwiej było jej pogodzić się z utratą przyjaciela. Miała dwóch nowych, którzy może nie byli w stanie zastąpić Dracona, ale robili, co mogli, by nie czuła się samotnie. A mimo wszystko nie mogła doczekać się powrotu do domu. Chciała już przytulić się do mamy i wszystko jej opowiedzieć.
- Hermiono słyszałaś, co do ciebie mówiłem? – zapytał Harry, gdy całą trójką stali w lochach czekając na zajęcia. Dziewczyna spojrzała na niego przepraszająco i poprosiła, by powtórzył.
- Wracasz do domu na święta?
- Tak. Już nie mogę się doczekać – powiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Ktoś za tobą tęskni Granger? – kpiący głos dobiegł zza jej pleców. Powoli odwróciła się stając twarz w twarz ze swoim przyjacielem, który mimo całej kpiny i chłodu, wciąż miał w oczach to coś, co nie pozwalało jej tracić nadziei. I to raniło ją najbardziej.
- Owszem, czego nie można powiedzieć o twoich rodzicach – powiedziała cicho i nim blondyn zdążył coś odpowiedzieć weszła do klasy, za chłopakami. Nienawidziła się za to, co powiedziała, ale on też powinien poczuć się tak samo, jak ona. Ranił ją na każdym kroku a ona miała tego dość.

Śnieg pokrywał niemal wszystko w zasięgu wzroku. Zauroczona podziwiała znany krajobraz, gdy wracała z dworca do domu. Niewiele mówiła. Wolała zrobić to przy kubku kakao przed kominkiem. Na spokojnie. Weszła do swojego pokoju, który wyglądał dokładnie tak samo, jak kilka miesięcy temu. Podeszła do okna, z którego widać było wzgórze. Była ciekawa, czy Draco jest już w domu.
- Kochanie chodź na dół, bo kakao wystygnie – zawołała Jane. Dziewczynka ostatni raz spojrzała przez okno i zeszła do salonu, w którym czekała na nią mama. W milczeniu popijały gorący napój.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało?
Hermiona milczała nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów a potem, sama nie wie nawet kiedy, szlochała w ramionach mamy nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Już dobrze kochanie, możesz mi wszystko opowiedzieć – szeptała Jane tuląc do siebie córkę. Minęło jeszcze troche czasu, zanim dziewczyna się uspokoiła. A potem zaczęła wszystko opowiadać. Zaczęła od spotkania w księgarni. Smutnej minie Draco i jego wyniosłem matce. Póżniej o tym, co powiedział jej Blaise, czego domyśliła się sama i co powiedział jej Draco. Skończyła na opowieści o relacjach, jakie między nimi panowały w szkole. O tym chłodzie i kpinie, którym raczył ją na każdym kroku.
- Nie wiem, co ci powiedzieć Hermiono. Wiesz, że jego rodzice to trudni ludzie. Jestem pewna, że gdyby mógł to zachowywałby się zupełnie inaczej. To nie jego wina – powiedziała w końcu Jane. Tak bardzo współczuła swojej córce i Draconowi.
- Wiem mamo, ale to nie sprawia, że boli mniej – szepnęła. – Wciąż mam nadzieję, że coś się zmieni. Wiem, że on też na to czeka, ale powoli mam dość. Jest moim przyjacielem i zawsze nim będzie, ale to zbyt wiele mamo.


Draco siedział w swoim pokoju sam. Rodzice wyszli do znajomych a on wykręcił się bólem brzucha. Nie miał ochoty na żadne wyjścia. Chciał siedzieć w tym pokoju aż do końca przerwy światecznej a potem wrócić do szkoły. Choć tak bardzo nienawidził się za to, jak traktował Hermionię, cieszył się, że może ją widywać. To dawało mu siłę i nadzieję. Wierzył, że kiedyś to się skończy. Czarny Pan upadnie a on będzie mógł decydować o swoim życiu. Zastanawiał się, jak zareagowałaby jego przyjaciółka, gdyby pojawił się na progu jej domu. Za bardzo bał się odrzucenia, by zaryzykować. Postanowił poprzestać na drobnym upominku, który chciał jej wysłać. Miał aby nadzieję, że nie wyrzuci go, gdy tylko ujrzy nadawcę. Wstał podchodząc do małej szafki, w której trzymał ładnie zdobioną szkatułkę. To w niej znajdowało się coś, co chciał podarować Hermionie. Sięgnął po delikatny łańcuszek z przywieszką w kształcie gwiazdki. Pamiątka po babci, która kiedyś dostała go od swojego dobrego przyjaciela. Liczył, że doceni ten gest i kiedyś, gdy będzie już mógł sam o sobie decydować da mu jeszcze jedną szansę. Bo mimo wszystko jej potrzebował.


Sześć lat później
-Nie wierzę, że znowu tam wracamy. Wakacje nie miały końca – powiedział Ron, gdy rozsiedli się całą trójką w wolnym przedziale. Hermiona tylko posłała im delikatny uśmiech i zapatrzyła się w okno, za którym pewien blondyn prowadził ożywioną rozmowę z pewnym brunetem. Już niemal zapomniała, jak dobrze kiedyś między nimi było. Poza kilkoma epizodami, kiedy w tajemnicy dodawali sobie otuchy nie mieli w ogóle kontaktu. Poza kpiącymi uwagami i obelgami, których nie szczędził jej blondyn. Choć zauważyła, że z każdym rokiem słabną na sile. Jakby coś w nim pękało. Może jeśli poczeka jeszcze trochę to odzyska dawnego przyjaciela? Tylko, czy po tylu latach będą potrafili wciąż czerpać garściami z tej znajomości? Już dawno przestali być dziećmi.
- … Jestem niemal pewny, że Malfoy coś knuje. - Uszu dziewczyny dobiegł strzęp rozmowy przyjaciół. Pokręciła głową spoglądając na Harry'ego. Lubiła go, ale od połowy zeszłego roku miał obsesje na punkcie Dracona. Uważał, że blondyn lada moment wstąpi w szeregi Czarnego Pana i będzie rzucać avadami po korytarzu. Choć wiele udało mu się osiągnąć przez te kilka lat to był przewrażliwiony na punkcie ratowania świata, co czasem doprowadzało dziewczynę do białej gorączki.
- Błagam Cię nie zaczynaj z tym znowu. Niby po co Czarnemu Panu ktoś taki, jak Malfoy?
- Czemu uważasz, że to mało prawdopodobne?
- Bo Czarny Pan jest praktyczny. Nie rozdaje mrocznych znaków, jak lizaków. Skrupulatnie dobiera sobie zwolenników. Dla niego liczy się to, co dana osoba może mu dać. A Malfoy niewiele ma do zaoferowania na ten moment.
Harry mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale odpuścił. Postanowił zdobyć dowody zanim znowu rozpocznie rozmowę na ten temat. Tymczasem zatopił się w grze z Ronem pozostawiając Hermionę na pastwę swoich myśli.
Minęło sześć lat odkąd ostatni raz rozmawiała normalnie z Draconem. Sześć długich lat, podczas których poznawała magiczny świat zdana na dwójkę przyjaciół, która nie dorastała do pięt blondynowi. Tęskniła nawet za Blaisem, choć ten potraktował ją, jak zużytą zabawkę, którą odstawił w kąt. Brakowało jej ich śmiechu i wspólnych zabaw. Wciąż pamiętała swoją dziecięcą obietnicę, której starała się być wierna mimo wszystko.

To nic Draco. Będziemy zawsze razem.

Draco kłócił się z Blaisem. Powoli tracił cierpliwość do tego człowieka. Ciągle mieszał się do jego życia, choć sam nie był od niego lepszy. Nagle jego światopogląd obrócił się o 180 stopni i zaczął wręcz wielbić poglądy Czarnego Pana, przed którymi tak zawzięcie uciekał. I zaczął namawiać Dracona, by także podążał tą ścieżką. Problem polegał na tym, że on od dawna wiedział, czego chciał i nijak to się miało do filozofii Voldemorta. Rozejrzał się, by sprawdzić czy nikt nie domyśla się o czym mówią. Jego wzrok spoczął na przedziałowym oknie, w którym dostrzegł znajomą burzę loków. Hermiona spoglądała w dal pogrążona w myślach.
Często zastanawiał się, jakby zareagowała, gdy w szkole podszedł do niej i zamiast obrzucać obelgami zapytał, co u niej. Tak bardzo potrzebował jej wsparcia i obecności. Całe wakacje zastanawiał się, jak uwolnić się spod wpływów ojca, których miał już serdecznie dość. Gdy dowiedział się, że Czarny Pan chce go w czasie świąt włączyć do swojej małej armii robotów postanowił coś z tym zrobić. Nie zamierzał do końca życia płacić za decyzje, które podjęli jego rodzice. Nie wiedział tylko, do kogo powinien się zwrócić po pomoc. Jedyną osobą, której ufał była ona. Ale czy zechce z nim rozmawiać po tych wszystkich latach?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz