Po naprawdę długiej przerwie postanowiłam wrócić. Mam wiele blogów, które zawiesiłam i wiele historii, do których pewnie nigdy nie wrócę, ale ta jest dla mnie szczególnie ważna i postanowiłam ją skończyć. Nie wiem, z jaką częstotliwością będą pojawiać się rozdziały. Nie mogę wam obiecać, że będzie to regularnie. Nie wiem nawet, czy ktokolwiek tu jeszcze zagląda i czy ktokolwiek to przeczyta, ale robię to przede wszystkim dla siebie. Dla siebie i tej garstki ludzi, którzy zaglądali tutaj, czytali, komentowali i być może mieli nadzieję, że ta historia doczeka się zakończenia. Przed nami jeszcze kilka rodziałów. Nie wiem dokładnie ile. Wszystko wyjdzie w praniu. Póki co mam zaszczyt zaprosić was na rozdział 12 i mam nadzieję, że was nie rozczaruję. Że warto było tyle czekać.

* ~ ~ *

- Jesteś pewny Albusie?
- Niestety tak. Musimy być bardzo ostrożni. Wciąż nie wiemy, jak wiele już zdołał przekazać. Nie zamierzam cię narażać.
- To moja praca Albusie.
- Nie. Twoją pracą jest nauczanie. Tamto jest tylko zadaniem, z którego w każdej chwili mogę cię wycofać.
- Więc co teraz zrobimy?


* * *

Hermiona przemierzała puste korytarze siódmego piętra zastanawiając się, co jeszcze może pójść nie tak. Sądziła, że teraz wszystko zacznie się układać. Mieli Zakon pełen utalentowanych czarodziejów, młodą załogę, która aż rwała się do walki i szpiega, który informował ich o tym, co działo się w obozach wroga. Choć nikt nigdy nie mówił o tym głośno, to każdy wiedział, że szpiegiem był Severus Snape.
- Cholera! - Hermiona aż przystanęła, gdy dotarło do niej, że szpieg z ich otoczenia także to wiedział, a to oznaczało, że profesor był w dużym niebezpieczeństwie. Wznowiła swoją wędrówkę kierując się w stronę Pokoju Życzeń. Musiała pomyśleć gdzieś na spokojnie o tym wszystkim, co ostatnio działo się w jej życiu. Było tego tak wiele.
Najpierw Harry, który zamknął się w sobie i nic do niego nie docierało. Potem Ron, który zaczął gdzieś znikać i dziwnie się zachowywać. I...
- Cholera! - wykrzyknęła po raz drugi. Jak mogła przegapić coś tak oczywistego? Miała ochotę uderzać głową o ścianę. Mieli szpiega bliżej niż im się wydawało. Zamknęła za sobą cicho drzwi do Pokoju i usiadła pod ścianą chowając twarz w dłoniach. Musiała ochłonąć.

* * *

Na błoniach było spokojnie. Wszyscy uczniowie tłoczyli się w pokojach wspólnych grając, rozmawiając lub odrabiając zaległe prace domowe. Pogoda nie sprzyjała spacerom. Draco uznał to za idealne warunki. Musiał pomyśleć. Ostatnio działo się tak wiele, że nie miał zbyt wiele czasu na rozmowy z Hermioną i czuł, że mu tego brakowało. Tak niewiele czasu minęło odkąd się pogodzili, a on już zdążył się na powrót przywiązać. Kiedyś wszystko było prostsze. Tak bardzo chciałby wrócić do początku, do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Do ich wycieczek nad staw, zabaw, pieczenia ciasteczek. Cholera, tęsknił nawet za Blaisem. Za tamtym Blaisem – pogodnym, roześmianym chłopcem, który obiecał opiekować się ich przyjaciółką, a zawiódł na starcie. Wciąż pamiętał te smutne oczy, które spoglądały przez Wielką Salę na niego. Zawiedli obaj. Ale choć tak wiele mieli już za sobą, to czuł, że to dopiero początek. Że jeszcze wydarzy się coś wielkiego. Muszą tylko uporać się z problemami, które każdemu spędzają sen z powiek. Potem na pewno będzie lepiej.
Rozejrzał się po pustych błoniach. To niesamowite, jak w zamku pełnym dzieci może być tak cicho.
- Cisza przed burzą – wymruczał pod nosem kręcąc głową. Nikt nie był na nią przygotowany. Bo najgorsza burza to ta, która, choć mała, uderza z zaskoczenia trafiając w najsłabszy punkt.

* * *

Harry przechadzał się po zamku korzystając ze wszystkich znanych sobie skrótów, by uniknąć spotkania z kimkolwiek. Sądził, że już bardziej samotny nie mógł się poczuć, ale teraz, gdy Hermiona poszła analizować wszystko od początku do końca, a Ron gdzieś przepadł czuł, że nie ma tu dla niego miejsca. Spacerując przypominał sobie, jak całą trójką zarywali noce włócząc się po zamku, rozwiązując skomplikowane zagadki i ryzykując życie. Tak często ocierali się o śmierć i nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Razem byli silni. Tylko, że od tak dawna nie byli już razem. I nawet nie mógł winić za to Hermiony. To tylko jego wina. Zatrzymał się wyglądając przez okno. Błonia wydawały się takie ciche i spokojne. Mimo leżącego na nich śniegu żaden uczeń nie pokusił się o wyjście na zewnątrz i stoczenie bitwy na śnieżki. Pewnie, gdy znalazł Rona udałoby mu się namówić go na mały pojedynek. On nigdy nie odmawiał. Już miał ruszyć dalej, gdy dostrzegł jedną, samotną postać spacerującą w zapadającym zmierzchu. Nawet z tej odległości był pewien, że tym kimś był Malfoy. Nawet nie potrafił być na niego zły. Stracił tak wiele, że to aż cud, że się nie załamał. Została mu tylko Hermiona. W sumie... W sumie jemu też została tylko Hermiona. Po raz pierwszy uderzyło w niego to podobieństwo między nimi. Teraz przeszłość nie miała już znaczenia. Mógł udawać, ale to nie miało sensu. Każdy zapłacił wysoką cenę za wolność, a on nie chciał nikogo osądzać. Coś się skończyło i coś się zaczęło. A oni są w tym razem.

* * *

Zakapturzona postać przemierzała Zakazany Las. Niewiele osób wiedziało o polanie w sercu lasu, której nie obejmowało zaklęcie antyteleportacyjne. Jeszcze mniej osób potrafiło na nią trafić. Ron był jedną z tych osób, której udało się ją znaleźć i tylko dzięki temu stał się tym, kim się stał. Pokazał, że mu zależy, a to dla Czarnego Pana wiele znaczy. Widział już przez liczne drzewa i krzewy zarys błoni. Cieszył się, że pogoda nie sprzyjała spacerom. Niby nie musiał się nikomu tłumaczyć, co robił w lesie, nawet jeśli wstęp do niego był zakazany, ale im mniej osób widziało tym lepiej. Już tylko kilka kroków i powita go zapadający na błoniach zmierzch. Zsunął z głowy ciężki kaptur i wziął głęboki wdech. Powietrze o tej porze roku było takie rześkie. Śnieg coraz bardziej skrzypiał pod jego nogami. Jeszcze tylko jeden krok i oto niezachwiana biel przywitała jego zmęczone oczy. W innych okolicznościach pewnie żałowałby straconego czasu, który mógłby wykorzystać na bitwę na śnieżki z Harrym, ale to było ważniejsze. Tu wreszcie chodziło o niego. Nie o cudownego chłopca, czy piekielnie mądrą przyjaciółkę. Wreszcie to on był najważniejszy.
Stanął na skraju lasu i rozejrzał się. To miejsce kryło w sobie tak wiele wspomnień. Przeżył tutaj cudowne lata pełne przygód. Aż żal będzie się z tym wszystkim rozstawać. Już miał ruszyć w stronę zamku, gdy dostrzegł samotną postać stojącą nad jeziorem. Malfoy. Tak łatwo byłoby rzucić w niego jakimś zaklęciem, upozorować nieszczęśliwy wypadek. Tak łatwo byłoby pozbyć się chociaż tego jednego problemu, ale nie mógł. Malfoy był przeznaczony komuś innemu. Z cichym westchnieniem ruszył w stronę zamku nie oglądając się za siebie. Jeszcze tylko trochę, a dostanie swoją nagrodę.

* * *


Natłok myśli nie pozwalał jej spokojnie oddychać. Wzięcie głębszego oddechu graniczyło z cudem. Zdrada przyjaciela zawsze boli. Bolało, gdy musiała odwrócić się od Draco. Gdy musiała słuchać jego poniżania. Boli teraz, gdy wie, że to Ron sprzedaje ich życia wrogowi. Nie mogła dłużej o tym myśleć. Ale gdy tylko przestawała myśleć o Ronie w jej głowie pojawiał się obraz Dracona. Jego jasne włosy, błękitne oczy. Jak mogła sądzić, że była wystarczająco dobra, by stać się kimś więcej dla niego? Choćby starała się z całych sił nie była go godna. Miała w nim przyjaciela i to powinno jej wystarczyć, ale... Przyjaźń w tych czasach nie jest absolutnie niczym pewnym, a oni już raz zboczyli z wspólnej drogi. Czy tym razem będzie inaczej? Czy teraz im się uda?
Hej kochani!

Nie wiem, czy ktokolwiek tu jeszcze zagląda, bo tak dawno mnie nie było.
Moje życie jest teraz dość zwariowane i nie nad wszystkim potrafię zapanować i właśnie w takich chwilach pisanie pozwala mi się wyciszyć. Nie mam pomysłu na nic nowego, choć próbuję coś stworzyć, ale pomyślałam, że może warto by było dokończyć to opowiadanie, bo naprawdę ma ono dla mnie ogromne znaczenie.

Dokończę je bez względu na to, ilu was tu jeszcze jest, ale chciałabym wiedzieć, czy ktokolwiek chciałby się dowiedzieć, co może się wydarzyć.

Dajcie znać, a ja w weekend majowy postaram się dodać wam kolejny rozdział.

Pozdrawiam i całuję

Wasza Wiki xx
Z dumą prezentuję wam kolejny rozdział, z którego jestem bardzo zadowolona. Mam nadzieję, że i wam się spodoba :)



Harry siedział w pokoju wspólnym próbując zrozumieć motywy działania Dumbledore'a. Dlaczego zwołał nadzwyczajne zebranie, a potem wołał każdego z osobna? Dlaczego nie mógł powiedzieć im tego tak po prostu? Po co ten cyrk?

Niepokoiło go coś jeszcze. Zmiana, która zaszła w Hermionie nie uszła jego uwadze. Zawsze był całkiem dobrym obserwatorem. Nie bez powodu był najlepszym szukającym, jakiego oglądały mury Hogwartu. I wiedział, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

- Hermiono?
- Tak Harry?
- Wszystko w porządku?
- Lepiej już być nie może.
- Martwie się o ciebie.
- Nie masz powodów do zmartwień. Naprawdę. Wszystko wreszcie zaczyna się układać.


Harry jednak nie był tego tak pewien, jak jego przyjaciółka. Widział, jak patrzyła na pewnego blondyna. Cała promieniała, gdy pojawiał się w pobliżu. A na samo wspomnienie o nim w jej oczach migotały psotne iskierki. Nie widział jej nigdy tak odmienionej. I wiedział, że niewiele to ma wspólnego z przyjaźnią. Hermiona pokochała swego przyjaciela. I jeśli on tego nie odwzajemniał, to mogło ją zniszczyć. Z cichym westchnieniem udał się do swojej sypialni. Miał nadzieję, że wschód przyniesie odpowiedzi na dręczące go pytania.


Hermiona siedziała przy kominku w pokoju wspólnym i próbowała zrozumieć zachowanie Harry'ego. Czym się martwił? I dlaczego uważał, że coś jest nie tak? Zwłaszcza teraz, gdy przecież cała promieniała. I doskonale wiedziała, dlaczego tak się dzieje. Czy możliwe, że Harry także to dostrzegł?

Tak mało wiedział.

Nie miał pojęcia o milionach małych „kocham Cię”, które szeptała każdej nocy przed snem. O jej sercu, które boleśnie wyrywało się w stronę blondyna. O tych drobnych rzeczach, które czyniły ich wyjątkowymi. Nie, ludzie nie byli w stanie tego zrozumieć. Oni nie wiedzieli nic o tym, co łączyło ją z Draconem. Gdyby się dowiedzieli na pewno byliby zazdrośni. Takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często, a w obliczu wojny każdy stara się być tak szczęśliwy, jak to tylko możliwe. Ona odnajdywała to szczęście w każdym zdaniu zamienionym z blondynem. W każdym oddechu, który dzielili. W ciszy, która ich otaczała. I w tych delikatnych, nieśmiałych gestach, które przepełnione były niepewnością i czułością. On też coś do niej czuł, ale najwyraźniej bał się to okazać. Może nie był pewny jej reakcji? Ale jak mógł wątpić, skoro ona każdego dnia rodziła się i umierała dla niego. Każdego dnia czekała, aż on dostrzeże jej nieme prośby o odrobinę ciepła, które potrafią dać tylko jego ramiona. Niczym żebrak błagała o jego spojrzenia i uśmiechy. Musiał to dostrzegać.

Musiał.



Kolejny dzień przyniósł ze sobą jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi. Wciąż otaczała ich aura niepewności i tajemniczości. Zacieśniał się krąg ludzi godnych zaufania. Wszyscy zbierali się w małe grupki, którymi podróżowali po korytarzach i spędzali czas wolny. Hermiona chcąc ukoić ból, który każdego dnia rozrywał jej serce na małe kawałeczki, szukała schronienia w mrokach biblioteki. Ukryta za stosem ksiąg nie budziła zainteresowania nikogo. Przecież to było do niej takie podobne. Panna Wiem – To – Wszystko i jej nieśmiertelna miłość do książek. Tego od niej oczekiwano i to im właśnie dawała.

Jak długo będzie w stanie udawać, że jest w porządku? Czy ktoś jeszcze dostrzeże jej ból? Czy chciała tego?

Pytania, pytania, pytania.

I żadnych odpowiedzi.



Draco zapiął szatę pod samą szyję i poprawił szalik, który zsuwał mu się z ramion. Mimo starań nie udało mu się znaleźć Hermiony, więc postanowił udać się na spacer. Miał nadzieję, że mroźne powietrze oczyści jego umysł i pomoże mu znaleźć odpowiedzi choć na kilka dręczących go pytań.

Ludzie tak mało wiedzieli o nim i o tym, co siedziało w jego głowie. Nie mieli pojęcia o uczuciu, które każdego dnia stawało się silniejsze. Miał coraz mniej sił, by to ukrywać. Chciał krzyczeć o tym, co go rozpierało. Chciał szeptać miliony małych „kocham Cię” do ucha pewnej wyjątkowej osoby, która obudziła w nim to, co najlepsze.

Ale ludzie nie wiedzieli nic o nich.

O tych małych rzeczach, które czyniły ich tak bliskimi sobie. Nie wiedzą o tym, że on, Draco Malfoy, czekał na coś takiego przez całe swoje życie.

Nic nie wiedzieli.

O tym, że każdy jej dotyk, muśnięcie dłoni czyniło jego serce niewolnikiem wyrywającym się zza swoich krat ku niej. Dla niej chciał być lepszym człowiekiem, by mogła być z niego dumna. By mogła z uśmiechem na ustach powiedzieć „to mój przyjaciel. Najlepsza osoba, jaką kiedykolwiek poznałam”.

A czego chciał on? Wykrzyczeć światu, że ją kocha. Że należy do niego tak, jak on należy do niej.

Chciał, by łączyło ich tysiące małych „kocham cię” ukrytych przed wścibskimi oczami zazdrosnego świata. Bo o takie uczucie każdy byłby zazdrosny. Bo nikt nie wie tak dobrze, jak on, jak wyjątkową osobą jest Hermiona Granger. To jego mały sekret, którego nikomu nie zdradzi.


Bo ludzie nic nie wiedzą.




Ron przemieszczał się ciemnymi korytarzami w stronę Sali Wejściowej. Musiał niezauważony dotrzeć do ściany Zakazanego Lasu. Stamtąd miał już prostą drogę na jedyną polanę, której nie obejmowało pole teleportacyjne. Jedynego miejsca, w którym mógł się spotkać ze swoim łącznikiem i przekazać mu nowe informacje. Nic nie sprawiało mu takiej przyjemności, jak poczucie władzy i obowiązku, który dobrze wypełniał. Nie liczyło się to, że zdradzał przyjaciół. Oni go nie doceniali. Byli zajęci sobą i osobami, które nic dla niego nie znaczyły. On chciał czegoś więcej. Chciał być dostrzeżony i zrobić coś, co zasłuży na pochwałę. Wiedział, że jeszcze trochę i czeka go wielka chwała. Nikt nie przydał Mu się tak bardzo, jak on. Ron Weasley. Jeden z wielu, a jednak dla Niego tak wyjątkowy i niepowtarzalny. Właśnie on. Ten zwykły Ron. Głupi przyjaciel Harry'ego Pottera, który niedługo wyjdzie z jego cienia.




Dumbledore z niedowierzaniem słuchał relacji Severusa ze spotkania, które przed chwilą miało miejsce. Czarny Pan wezwał ich, by podzielić się nowymi informacjami, które otrzymał od swojego tajnego źródła. Nikt, prócz jednej osoby, nie wiedział, kim jest to tajemnicze źródło. A teraz także Dumbledore posiadł tą wiedzę. A wszystko dzięki pomysłowi panny Granger. Nie spodziewał się, że tak szybko ujrzy rezultaty. I z całą pewnością nie tego się spodziewał.

Znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Musiał wykluczyć członka Zakonu, który ich zdradził. Tylko, co miał z nim zrobić? Jak załatwić tą sprawę tak, by ucierpiało jak najmniej osób? Czy istnieje taka możliwość? Musiał się nad tym zastanowić i podjąć słuszną decyzję.


Bo ludzie nic nie wiedzieli o ciężarze, który na nim ciążył. Odpowiedzialności za setki istnień. Jeden niewłaściwy krok mógł pozbawić życia niewinnych ludzi. Musiał podejmować słuszne decyzje.



Ludzie nie wiedzieli.
Przepraszam za kosmiczną przerwę, ale nie mam kontaktu ze światem (nie mam internetu na mieszkaniu), więc będę pojawiać się naprawdę rzadko. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.





Po deszczowym i ponurym listopadzie nadszedł czas na mroźny grudzień, który z każdym dniem przybliżał wszystkich do świąt Bożego Narodzenia. Pierwszych świąt, których Draco nie spędzi z rodziną. I choć czasem zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie poprosił Hermiony o pomoc, to nie potrafił żałować podjętej decyzji. Sama myśl, że w tej chwili przygotowywałby się do przyjęcia mrocznego znaku wzbudzała w nim odruch wymiotny.

Rozejrzał się po Pokoju Życzeń, który dzisiaj przypominał salon w domu jego przyjaciółki. W kominku wesoło trzaskał ogień, a na kanapie czekał ciepły, puchaty koc. Draco zadbał o to, by skrzaty doniosły tacę z ciastkami i kakao, żeby było tak, jak kiedyś. Chłopak boleśnie zdawał sobie sprawę, że dawno minął czas beztroski i spokoju, a mimo to robił wszystko, by odzyskać choć część przeszłości. Miał nadzieję, że Hermiona to doceni.

- Draco? Dlaczego jesteśmy w moim salonie? - zapytała z zaskoczeniem dziewczyna, gdy przekroczyła próg pokoju. Często przesiadywali w jej kuchni, ale salon pojawił się tutaj po raz pierwszy. Zerknęła na stolik, gdzie czekały na nich smakołyki. Nic z tego nie rozumiała.
- Chciałem poczuć się, jak kiedyś – powiedział cicho blondyn i gestem zaprosił ją, by dołączyła do niego na kanapie. Po chwili wahania usiadła obok i z lekkim uśmiechem przyjęła od niego kubek z parującym napojem.

Milczeli nie wiedząc, co powinni powiedzieć. Chwila, choć znajoma, wzbudzała w nich pewne obawy. W końcu odezwał się chłopak.

- Gdyby nie Twoja pomoc, to rodzice przygotowywaliby mnie do przyjęcia znaku. Po przerwie świątecznej miałem wrócić, jako świeżo upieczony śmierciożerca. Blaise też.
- Nadal trudno mi uwierzyć, że on naprawdę tego chce. Przecież jego rodzice nigdy nie wywierali na nim presji. To tacy ciepli ludzie. Mimo że Blaise przestał ze mną rozmawiać, to czasem odwiedzali moją mamę.
- Nie wiem, czemu tak się zmienił, ale nie jest już tą samą osobą. Umarł w nim ten chłopak, który przyjaźnił się ze mną lata temu.
- Przez chwilę myślałam, że ten chłopak, którego znałam także w Tobie umarł.

Blondyn spojrzał zaskoczony na dziewczynę. Smutek i gorycz w jej głosie zaskoczyły go. Wiele razy rozmawiali o tym, co miało miejsce podczas tych lat, kiedy nie mogli się przyjaźnić, ale nigdy nie mówiła o tym w taki sposób. Nie wiedząc, co powiedzieć wyciągnął w jej stronę dłoń i pogładził delikatnie po ramieniu.

- Byłeś taki zimny i wyprany z uczuć. Zupełnie, jak ten chłopiec, który pojawił się na moim podwórku lata temu. Tak bardzo się bałam, że straciłam Cię na zawsze – wyszeptała dziewczyna ufnie wtulając się w jego ramiona.
- To Ty nie pozwoliłaś mu umrzeć. Nie poddałem się, bo widziałem w Twoich oczach nadzieję. Tak wiele Ci zawdzięczam.

Hermiona załkała cicho i ukryła twarz w Jego szacie. Tak wiele uczuć teraz nią targało, a nie mogła mu o nich powiedzieć. Nie chciała, by zaczął traktować ją inaczej albo podchodzić z dystansem do ich przyjaźni. Umarłaby wtedy. Wolała to, co ofiarowywał jej w tej chwili. Może z czasem zacznie dostrzegać w niej kogoś więcej.



Kolejne spotkanie zakonu. Szpieg wciąż bezkarnie uprzedzał wszystkie ich akcje. Panowała coraz bardziej napięta atmosfera. Wszyscy patrzyli sobie na ręce, czekając, aż ktoś popełni jakiś błąd, by móc go posądzić o zdradę. Hermiona miała tego powoli serdecznie dość. Musieli jak najszybciej znaleźć zdrajcę, a ona wpadła na genialny pomysł. Nie podzieliła się nim nawet z Draco, by nikt nie mógł zarzucić jej stronniczości. Wiedziała, że to nie On był zdrajcą, ale wolała nie kusić losu. Poprosiła dyrektora o rozmowę w cztery oczy mając nadzieję, że ten przystanie na jej propozycję.

- Naprawdę myślisz, że to mogłoby zadziałać?
- Nie zaszkodzi spróbować. Tylko musi pan sporządzić dokładną listę tego, co komu powie. A potem pozostaje tylko czekać i przekonać się, która informacja dotrze do Voldemorta.
- Tak więc zrobię. Czy ktoś wie o tym pomyśle?
- Nie. Nawet Draco nie został wtajemniczony, by nikt nie mógł mu niczego zarzucić.
- Bardzo dobrze. Zwołam w weekend nadzwyczajne zebranie i poproszę każdego na osobną rozmowę.

Hermiona zadowolona, że mogła jakoś pomóc wróciła do wieży gryfonów. Było już stosunkowo późno, a chciała się jeszcze pouczyć do kartkówki, którą zapowiedział im na jutro profesor Snape. Odkąd jawnie przyjaźniła się z Draconem mistrz eliksirów ograniczył swoje kąśliwe uwagi, co bardzo ułatwiło jej pracę. Może nie doczekała się nigdy pochwały z jego ust, ale ciche skinięcie głową, gdy zaglądał do jej kociołka było o stokroć lepsze od serii nieprzyjemnych komentarzy. Nie chciała więc dawać mu powodów, by powrócił do swojej poprzedniej postawy. Jej plany musiały jednak poczekać, bo w pokoju wspólnym zastała Harry'ego, który wyglądał, jakby ktoś go przed chwilą torturował.

- Coś się stało? - zapytała cicho, siadając w fotelu obok. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem i minęła chwila, zanim się odezwał.
- Jestem idiotą, który bez przerwy popełnia błędy. Jak wciąż możecie wierzyć, że was uratuję?
- Wszyscy popełniamy błędy Harry, ale nie to jest najważniejsze. Naprawdę liczy się tylko to, czy mamy siłę i odwagę, by się do tego przyznać i spróbować to naprawić.
- Dlaczego to mówisz? Dlaczego się interesujesz tym, jak się czuje?
- Bo jesteś moim przyjacielem.
- Marny ze mnie przyjaciel, skoro odwróciłem się od Ciebie, gdy Malfoy poprosił o pomoc.
- Nie mam Ci tego za złe. Skąd mogłeś wiedzieć? Nigdy o tym nie mówiłam, by nie wpędzić Go w kłopoty. Poza tym tak było mi prościej.
- Nie zasługuje na to, co mi ofiarujesz.
- Na szczęście nie tym decydujesz o tym, co otrzymujesz. Możesz to przyjąć albo odrzucić. Decyzja należy do Ciebie.

Z tymi słowami opuściła pokój wspólny i zniknęła na schodach wiodących do dormitorium dziewczyn. Harry dopiero po chwili zrozumiał sens jej słów. Z cichym westchnięciem ukrył twarz w dłoniach. Zdecydowanie nie zasługiwał na taką przyjaciółkę, jaką była Hermiona. Zastanawiał się, czy tak samo czuł się Malfoy, który tyle lat musiał sprawiać jej ból, a ona mimo to stanęła za nim murem. Myślał, że takie rzeczy się nie zdarzają. Po raz kolejny się pomylił.



Dyrektor skrupulatnie wybierał informacje, które miał przekazać poszczególnym członkom zakonu. Musiał pilnować, by żadna się nie powtórzyła i nie była nawet w jednej setnej prawdziwa. Spędził nad tym wiele godzin, ale miał nadzieję, że to pomoże im namierzyć szpiega i wykluczyć go, zanim naprawdę wpędzi ich w poważne kłopoty. Nigdy nie sądził, że dojdzie do takiej sytuacji, ale mieli wojnę. A trudne czasy wymagają trudnych rozwiązań. Liczył tylko, że nie zawiedzie się na osobach, którym ufał najbardziej. To byłaby największa porażka w jego życiu.


- Mam dla Ciebie wspaniałe wieści.
- Jakie?
- Byłeś grzeczny w tym roku?
- O co Ci chodzi?
- Muszę wiedzieć, czy byłeś grzeczny, bo nie wiem, czy zasłużyłeś na prezent.
- Przecież do świąt jeszcze dwa tygodnie.
- Wiem, ale ten prezent możesz dostać wcześniej. Więc jak?
- Myślę, że byłem ostatnio wystarczająco grzeczny, by odpokutować poprzednie winy.
- Tak myślałam. Właśnie dostałam list od mamy. Zaprasza Cię do nas na święta. Taty znowu nie będzie, więc liczy, że chociaż Ty dotrzymasz nam towarzystwa.
- Hermiono to... Ja... Dziękuję.
- Nie ma za co Draco. Mówiłam Ci, że nie będziesz sam.

Blondyn nic już nie powiedział, tylko porwał przyjaciółkę w ramiona i mocno uściskał. Nie miał pojęcia, w którym Bogu wzbudził litość swoim żałosnym postępowaniem, ale cieszył się, że zesłał mu kogoś takiego, jak Hermiona. Nigdy, nawet podczas bezsennych nocy, kiedy wracał myślami do tego, co mieli nie sądził, że będzie miał jeszcze więcej. Była niczym anioł stróż. Jego prywatny anioł stróż. Gdyby był osobą wierzącą pewnie teraz dziękowałby swojemu Bogu na klęczkach za ten cud, który trzymał właśnie w ramionach. Nie śmiał nawet prosić o więcej, by przypadkiem nie stracić tego, co już miał. Wolał cicho godzić się na jej przyjaźń i mieć nadzieję, że może kiedyś to zmieni się w coś więcej. W końcu mają przed sobą sporo czasu. Teraz już nic go nie ograniczało. Mógł być przy niej na zawsze. Tak, jak sobie obiecali.
Na zawsze.