Rozdział 8


Czy to możliwe, by życie obróciło się o 180 stopni w przeciągu kilku minut? Nie wiedział, ale jego życie runęło w ciągu kilku sekund. Nigdy nie sądził, że tak to się skończy. Że straci przyjaciół na rzecz kogoś, kto w ogóle na to nie zasługiwał. Przyjaciel z dzieciństwa? Dobre sobie. Jakoś nie przekonało go to. Przecież powiedziałaby im, prawda? To musiała być ważna znajomość skoro po tylu latach upokorzeń ona stanęła za nim murem.

Wypięła się na nich, by ratować tyłek tchórzliwej fretki. Czy było warto?

Harry wiedział, że Ron nie podzielał jego zdania. Został zupełnie sam. I właśnie wtedy zaczął się zastanawiać, jaki sens miało to wszystko. Po co starał się i narażał własne życie, by pokonać Voldemorta skoro przyjaciele odwracali się od niego by wesprzeć kogoś, kogo przez tyle lat uważali za wroga. Czy w ogóle było warto? Czy istniał jeszcze ktoś, kto mógł docenić jego starania?

Miał dość tego, że wszyscy nim sterowali. Mówili, co powinien robić, myśleć. Co mówić a co pozostawić dla siebie. Jakim powinien być człowiekiem i na czym należy skupić uwagę.

Marionetka w rękach innych.

Czy będzie mieć odwagę powiedzieć pas i wziąć sprawy w swoje ręce? Czy potrafi jeszcze decydować o sobie?



Hermiona od dawna nie czuła się tak szczęśliwa. Nagle wszystko zaczęło się układać. Odzyskała przyjaciela, byli coraz bliżej pokonania Voldemorta. Od miesięcy nikt bliski czy znajomy nie zginął. Zaczynała wierzyć, że mogą wygrać tą wojnę. Jedyną rysą na szkle radości był Harry. Nie rozumiała, dlaczego zachowywał się tak a nie inaczej. Owszem miał prawo być na nią zły, ale czy fakt, że cały Zakon zaufał Draconowi nie powinien dać mu do myślenia? Przecież ludzie się zmieniają. Dorastają, podejmują decyzje. Czasem dobre, czasem złe. Próbują naprawiać błędy i stanąć po właściwej stronie. Blondyn wreszcie dorósł i wziął sprawy w swoje ręce. Podjął decyzje i stanął po odpowiedniej stronie a teraz próbował naprawić błędy, które wciąż rzucały cień na jego obecne życie. Błędy, które nie były jego wyborem.

Czy nie wycierpiał wystarczająco wiele? Całe życie musiał podporządkować się zasadom i rozkazom rodziców. Od dziecka wpajano mu chore ideały, którym próbował się przeciwstawić. Przecież nie raz widziała, jak walczył ze sobą. Jak to, co ona w nim obudziła toczyło bój z tym, co mówili jego rodzice. Wcale nie miał lekko a mimo to postanowił zaryzykować. Przecież nie miał pewności, że Dumbledore mu uwierzy, że Zakon pozwoli mu do nich dołączyć. Ta decyzja może kosztować go więcej, niż są w stanie sobie to wyobrazić. Jeden fałszywy ruch, chwila nieuwagi i zapłaci najwyższą cenę.

Straci życie w imię tego, w co wierzył.

A ona będzie przy nim do samego końca. Bo tak zachowują się przyjaciele.



Po raz kolejny spotkali się w Pokoju Życzeń. To było jedyne miejsce, gdzie mogli spokojnie porozmawiać. Wtedy czas stawał w miejscu a oni mogli nadrabiać stracone lata nie martwiąc się o to, że za chwilę ktoś im przeszkodzi. Nie chodziło o to, że kryli się ze swoją znajomością. Coraz więcej osób dostrzegało zmianę w ich zachowaniu, ale nie przejmowali się tym. W końcu nikt nie wiedział, jak wiele czasu zostało do Ostatecznej Bitwy a oni nie chcieli zmarnować ani chwili.

Tym razem pokój przypominał słoneczną, przestronną kuchnię w jej domu. Miejsce, w którym spędzali tak wiele czasu. Śmiejąc się wspominali te wszystkie poranki, kiedy Draco wpraszał się na śniadania i zjadał więcej od niej. Albo jak w deszczowe popołudnia piekli z jej mamą ciasteczka, które potem zjadali przy kominku.

Tak wiele wspomnień, przed którymi uciekali tyle lat. Teraz mogli dać odpocząć swojemu sumieniu. Spłacili swój dług.

- Jak wrócę do domu muszę wybrać się nad rzekę. Nie byłam tam od wieków.
- Ja też.
- Może pójdziemy tam razem? Jak kiedyś.
- Jeśli rodzice mnie nie wydziedziczą i będę miał gdzie wrócić.
- Nie mów tak. Zawsze możesz zamieszkać u nas.
- Dziękuję.

Cisza, która zapadła chwilę później wcale nie była krępująca. Oboje potrzebowali czasu, by poukładać sobie parę spraw w głowie. Tak wiele się zmieniło w tak krótki czasie. Za niektórymi rzeczami wciąż nie nadążali. Ale wiedzieli jedno – póki mają siebie to poradzą sobie ze wszystkim.


Ron siedział w pokoju wspólnym przyglądając się roześmianym uczniom, których jedynym zmartwieniem były nieodrobione prace domowe. Chciałby mieć takie problemy. W tej chwili nie wiedział, co zrobić, by jego przyjaciele się pogodzili. Rozumiał i Harry'ego i Hermionę. Nie chciał stawać po niczyje stronie. Pierwszy raz to on pozostał pośrodku i nie czuł się najlepiej. Owszem powiedział Malfoyowi, że jest po jego stronie. Może i nabroił, ale postanowił coś z tym zrobić i on to docenił. Poza tym Hermiona była mądrą czarownicą i nie ufałaby mu, gdyby nie miała ku temu podstaw. Postanowił nie mieszać się w ich relacje, ale chciał, by wiedziała, że w razie czego mogą na niego liczyć. Teraz tylko musiał zrobić coś, by w oczach Harry'ego przestać być zdrajcą. Przecież nie zrobił nic złego. Poszedł za głosem serca – czy to aż tak wielka zbrodnia?
Ile razy on, Harry szedł za głosem serca pakując całą trójkę w kłopoty a oni nadal stali za nim murem? Dlaczego on nie mógł zrobić tego samego teraz dla Hermiony?


Draco bardzo bał się chwili, w której jego rodzice dowiedzą się, że odszedł. Wiedział, że będą wściekli, że nie darują mu tego i będą próbowali zmusić, by dołączył do Voldemorta. Nie zamierzał tego robić i znał konsekwencje. Był poważny, gdy mówił, że może nie mieć dokąd wrócić na wakacje. I cieszył się, że w całym tym bałaganie znalazł się ktoś kto wciąż wyciągał w jego stronę pomocną dłoń. Nigdy tak naprawdę nie doceniał siły przyjaźni. W najbardziej nierealnych snach nie pojawiała się wizja ich ponownej znajomości na takim poziomie. Został pozytywnie zaskoczony i nie zamierzał narzekać. Los po raz kolejny dał mu szansę.

Nie zmarnuje jej.


Choćby miał zapłacić za to najwyższą cenę pójdzie za głosem serca, które posiadał. Ona je w nim odnalazła i pokazała, jak z niego korzystać. Pokaże jej, że był pojętnym uczniem.


Jeszcze będzie z niego dumna. 

Rozdział 7

Przerwa dość długa, ale była mi potrzeba. Musiałam odpocząć chwilę od tej historii, by jej nie zaszkodzić.


Mimo strachu dziewczyna tak jak obiecała poszła do dyrektora. Nakreśliła mu sytuację przyjaciela i poręczyła za prawdziwość jego słów. Dyrektor chwilę się wahał, ale w końcu kazał przysłać do siebie blondyna. Długo siedzieli i dyskutowali na temat możliwości, jakie ma chłopak. Pierwszą i najbardziej podobającą się dziewczynie było przystąpienie do Zakonu. Wtedy byłby chroniony przez wszystkich członków.

- A jest pan pewny dyrektorze, że reszta nie będzie miała żadnych obiekcji? W końcu jestem Malfoyem.
- Poręczę za pana tak samo, jak panna Granger. Ufają moim wyborom.

Chłopak odetchnął. Czyżby wreszcie udało mu się znaleźć ludzi, którym będzie zależało na czymś więcej niż znanym nazwisku i bogactwie?
Rozmowa przeciągnęła się do tego stopnia, że wychodząc z gabinetu dyrektora udali się prosto na lunch. Zdziwienie w oczach ludzi, którzy widzieli ich wchodzących ramię w ramię do Wielkiej Sali było bezcenne. Pierwszy raz widzieli dwóch największych wrogów Hogwartu uśmiechniętych i zachowujących się wobec siebie w uprzejmy sposób. Takie widoki się zapamiętuje.

- Do reszty zwariowałaś?! Najpierw Go ratujesz nie podając żadnych konkretnych powodów. Teraz paradujesz z nim po szkole. Co się z Tobą dzieje Hermiono?
- Ze mną? Co się dzieje ze mną?! A co z Tobą Harry? Zachowujesz się, jak dupek, któremu wiecznie coś nie pasuje. Masz uratować świat a patrząc na Twoje ostatnie zachowanie i uprzedenie do ludzi zaczynam w to wątpić. I dla Twojej wiadomości, jakby Cię to interesowało to Draco Cię nie wydał. Powinieneś Go chociaż przeprosić.
- Nie zamierzam tego robić. To zwykły śmieć i zawsze będzie kimś takim w moich oczach.
- Ty właśnie teraz stałeś się dla mnie kimś takim.

Próbując pohamować łzy wyszła powolnym krokiem z sali. Nie chciała dać mu satysfakcji ani pokazać, jak bardzo zabolały ją jego słowa. Co stało się z tym miłym chłopcem, którego znała? Tym, który za wszelką cenę chciał wszystkim pomagać? Słyszała, że ktoś za nią idzie. Miała tylko nadzieję, że to nie Potter.

- Hermiono?
- Tak Ron?
- Ja... Ja uważam, że skoro bronisz tej fretki to musisz mieć ku temu powody i... I chcę, żebyś wiedziała, że nie popieram zdania Harry'ego. Nie przepadam za Malfoyem, ale uważam, że każdy zasługuje na szansę.
- Dziękuję Ron.

Te kilka słów sprawiło, że dziewczyna zaczęła wierzyć w istnienie dobra. Przyjaciel mile ją zaskoczył. To prędzej po nim spodziewała by się takiego zachowania, jakie pokazał Harry w Wielkiej Sali.



Kilka kolejnych dni upłynęło Draconowi w stresie. Bał się spotkania Zakonu, na którym wszyscy dowiedzą się, że postanowił do nich dołączyć. Czuł, że Potter będzie robić problemy. Nie podobało mu się to, jak potraktował Hermionę, ale nic nie mógł zrobić, bo ona go o to prosiła. Za to zachowanie wiewióry mile go zaskoczyło. Kto by pomyślał, że to właśnie on powie, że każdy zasługuje na szanse.

Dzień spotkania Zakonu Feniksa nadszedł zdecydowanie za szybko. Nie był na to gotowy. Choć cały czas wspierany przez przyjaciółkę bał się reakcji innych członków. Chciał wierzyć dyrektorowi, gdy mówił, że Ci ludzie ufają jego wyborom. W końcu zaufali Severusowi.

- Ohh przestań Draco. Nie masz się czego bać. Teraz jesteś po tej samej stronie, co oni. Co my. Wierz lub nie, ale w tej bitwie liczy się każda osoba, które chce nam pomóc.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie umiem się nie bać. To nie są ludzie, z którymi żyłem w dobrych stosunkach – powiedział krzywiąc się lekko.
- To przez Twojego ojca. I oni to zrozumieją.
- Mam taką nadzieję.


W gabinecie dyrektora siedzieli już niemal wszyscy. Brakowało tylko Severusa, na którego czekało obok Hermiony. Blondyn rozglądał się po zebranych w pomieszczeniu osobach. Siedział na uboczu schowany w cieniu i za Hermioną, gdzie czuł się bezpieczniej. Gdy profesor Snape w końcu dotarł rozpoczęło się spotkanie.

- Zaczniemy od formalności. Postanowiłem dać szansę pewnemu młodemu mężczyźnie, który zgłosił się do mnie po pomoc. Mogłem mu ją ofiarować tylko poprzez włączenie go do Zakonu – powiedział dyrektor spoglądając po twarzach zebranych ludzi. Szeptali między sobą zastanawiając się, o kim mówił. - Draco powstań. Tak, jak mówiłem. Draco przyszedł do mnie po pomoc, bo nie chce dłużej żyć tak, jak jego ojciec. Poręczam za niego tak samo, jak poręczyła panna Granger. Czy ktoś się nie zgadza z moją decyzją?
- Ja się nie zgadzam. Skąd pan wie, dyrektorze, że to nie jest podstęp? Że Malfoy nie jest tu, by szpiegować Zakon?
- Daj spokój Harry – powiedział Ron próbując powstrzymać przyjaciela przed kompletnym ośmieszeniem się.
- Nie zamierzam. I dlaczego Hermiona za niego poręczyła. Na jakiej podstawie pan wierzy temu, co powiedziała?
- Może na takiej, że znam Draco od zawsze? Dorastaliśmy razem Harry. Znam go lepiej, niż ktokolwiek inny. Sądzę, że na tej podstawie można wierzyć w to, co powiedziałam dyrektorowi.

Chłopak stał osłupiały spoglądając to na dziewczynę, to na blondyna, który siedział obok niej. Spodziewał się wielu możliwości na wyjaśnienie dziwnego zachowania przyjaciółki. Ale nie takiego. Znała go od zawsze? Dorastali razem? To nie mogła być prawda. Przecież nienawidzili się od pierwszego dnia w szkole.

- Jeśli nie masz już nic więcej do powiedzenia Harry, to pozwól, że będę kontynuował zebranie.

Chłopak bez słowa zajął swoje miejsce a dyrektor powrócił do przerwanego przemówienia. Wyjaśnił wszystkim, na jakich warunkach przyjął Dracona oraz, że będzie on potrzebował opieki, bo Voldemortowi zależało na jego służbie. Potem wymienił parę uwag z ludźmi, którzy czynnie działali w ciągu minionego tygodnia i rozdał nowe zadania. Po czym zebranie dobiegło końca.

- Mówiłam, że nie będzie aż tak źle – powiedziała Hermiona uśmiechając się ciepło.
- No zawsze mogło być gorzej.
- Nie przejmuj się Harrym. Kiedyś się ogarnie – powiedział Ron podchodząc do nich. - Chce tylko żebyś wiedział, że wierze Hermionie i jestem po Twojej stronie tak samo, jak reszta Zakonu. Dobrze, że do nas dołączyłeś.
- Dzięki Ron.