Rozdział 5

Drobna przeprowadzka. Onet doprowadzał mnie do szału. Te ciągłe problemy z dodawaniem odcinków. Posklejane słowa. Wreszcie powiedziałam pas.

A was zapraszam na piąty rozdział, który miał pojawić się już wczoraj, ale onet nie chciał współpracować

~~ * ~~

Szósty rok nie należał do najprostszych. Od pierwszych dni uświadamiano ich, jak wiele jeszcze muszą się nauczyć w ciągu tych ostatnich dwóch lat zanim staną przed ostatnim, najważniejszym egzaminem. To od niego zależała ich przyszłość. Jednak, żeby marzyć o jakiejś przyszłości musieli przetrwać i wygrać wojnę, która zbliżała się nieuchronnie. Wszyscy byli tego świadomi. Voldemort rósł w siłę z każdym dniem. Pozyskiwał nowych sprzymierzeńców, siał grozę i strach.

Hermiona westchnęła cicho zamykając książkę od transmutacji. Przetarła zmęczone oczy i rozejrzała się po pokoju wspólnym. Prócz niej znajdowała się w nim tylko jedna osoba – Ron, który smacznie spał przy stoliku w kącie. Za poduszkę posłużył mu podręcznik do eliksirów. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do przyjaciela, by go obudzić. Po odesłaniu go do łóżka sama udała się do dormitorium, w którym panowała błoga cisza i mrok. Usadowiła się na parapecie i spoglądając w granatowe niebo zatopiła się we własnych myślach. Podświadomie czuła, że ten rok przyniesie ze sobą morze zmian. Nie była tylko pewna, czy jest na nie gotowa. Wciąż czuła pustkę w sercu, której chłopcy nie byli w stanie wypełnić. Wyjęła spod szaty łańcuszek z przywieszką w kształcie gwiazdki. Odkąd dostała go sześć lat temu na święta w ogóle się z nim nie rozstawała. Był jedyną rzeczą, która dawała jej nadzieję i pomagała przetrwać te wszystkie lata samotności. Bo choć otaczali ją ludzie, ona czuła jakby była na świecie zupełnie sama. Kolejne ciche westchnienie wydobyło się z jej ust.

- Jak długo jeszcze mam na Ciebie czekać Draco? - zapytała szeptem spoglądając na trzymaną w dłoni przywieszkę. Nie chciała gwiazdki z nieba. Prosiła tylko o powrót przyjaciela.


Dni mijały jeden za drugim. Hermiona, pogrążona w nauce, nie zwracała uwagi na to, czym zajmowali się jej przyjaciele. Czuła, że chyba lepiej dla niej i dla nich, że nie jest w temacie. Nie miała ostatnio ochoty na pouczanie kogokolwiek i prawienie morałów. Siedząc w Wielkiej Sali na lunchu obserwowała bezwiednie pewnego blondyna, który siedział dwa stoły dalej, niemal na wprost niej. Był jakiś przygaszony i jakby zmartwiony. Dawno nie widziała go w takim stanie. Usilnie nad czymś myślał i irytowało go wszystko. Miała nadzieję, że to nic poważnego i szybko dojdzie do siebie. Bądź co bądź serce jej się krajało, gdy widziała smutek w jego oczach.


Draco siedział przy swoim stole i dłubał widelcem jedzenie. Wcale nie był głodny. Za to irytowało go natarczywe spojrzenie Blaise'a, który chyba za punkt honoru przyjął sobie wyprowadzenia go z równowagi każdego dnia. Wciąż nie wiedział, jak wybrnąć z sytuacji, w której się znalazł. Nigdy nie był dobrym strategiem. Rozglądając się po sali dostrzegł, że Hermiona bacznie go obserwuje. Wyglądała, jakby martwiła się jego stanem. Przez chwilę zastanawiał się, co by się stało, gdyby poprosił ją o spotkanie. Może ona pomogłaby mu znaleźć jakieś rozwiązanie, bo sam nie da rady się z tego wyplątać na czas. A miał go coraz mniej.

Wieczorem w okno pokoju gryfonki zastukała dostojna, czarna sowa. Znała ją doskonale, bo parę razy dostawała krótkie wiadomości od Dracona. Ciekawiło ją, co stało się tym razem. Może wyjaśni się kwestia jego złego samopoczucia? Rozłożyła szybko list i przebiegła po nim wzrokiem. A potem jeszcze raz. I jeszcze. Nie mogła uwierzyć w to, co czytała. Draco prosił ją o spotkanie. Nie chciał za dużo opisywać w liście, ale to było ważne. Musiało być bardzo ważne, skoro zdecydował się do niej napisać. Zerknęła na zegarek. Jeśli chciała zdążyć i nie zawieść blondyna powinna już wyjść. Do pokoju życzeń był spory kawałek z wieży Gryffindoru. Zeskoczyła z łóżka, zarzuciła na ramiona ciepły sweter i wyszła. Zdziwiła się nie zastając Harry'ego razem z Ronem. Mieli się uczyć na jutrzejsze zaliczenie z zaklęć.
Idąc korytarzem prowadzącym na siódme piętro mijała łazienkę chłopców. Nie zwróciła by na to uwagi, gdyby nie rozmowa z niej dobiegająca. Bez problemu rozpoznała oba głosy. Należały do Dracona i Harry'ego. Przystanęła i nasłuchiwała. W pomieszczeniu zaległa cisza, którą przerwał odgłos upadku. Dziewczyna zdecydowanym ruchem otwarła drzwi i weszła do środka. To, co ujrzała odebrało jej dech w piersiach.

Na posadzce, skąpany we własnej krwi leżał Draco. Twarz miał bledszą niż zazwyczaj, a jego oczy wyrażały przerażenie. Szybko przyklękła przy nim i zaczęła szeptać śpiewne inkantacje lecznice. W międzyczasie posłała patronusa do profesora Snape'a. Zdawała sobie sprawę, że Harry użył czarnej magii z tej przeklętej książki, którą znalazł jakiś czas temu w pokoju życzeń.
- Co ty robisz? - zapytał oszołomiony Harry, który dopiero teraz był w stanie wydobyć z siebie jakiś dźwięk. Skąd ona się tu wzięła i dlaczego pomagała Malfoyowi?
- Ratuję mu życie matole. Prawie go zabiłeś! Co Ci strzeliło do głowy, żeby rzucać zaklęciami w niewinnych ludzi?! Wszyscy liczymy, ze uratujesz czarodziejski świat. To może być trudne do wykonania zza murów Azkabanu – powiedziała spokojnym, choć nieco głośniejszym niż zazwyczaj tonem. Spojrzała przelotnie na blondyna upewniając się, że nic mu nie będzie i wstała podchodząc do Harry'ego. - Myślałam, że jesteś lepszym człowiekiem. Szlachetnym, dobrym i sprawiedliwym. Pomyliłam się. Gdybyś taki był, nigdy nie musiałabym ratować Draconowi życia. Radziłabym Ci stąd spadać zanim Snape się zjawi, bo możesz nie opuścić lochów do Bożego Narodzenia.

Chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć. Otworzył i zamkną parę razy usta zanim się poddał i opuścił toaletę zostawiając Hermionę sam na sam z Draconem.
- Hermiona? - zapytał słabym głosem blondyn otwierając oczy. Dziewczyna szybko kucnęła obok i ułożyła jego głowę na swoich kolanach odgarniając mu z czoła denerwujące kosmyki włosów.
- Tak to ja – uśmiechnęła się delikatnie spoglądając przyjacielowi w oczy.
- Szłaś... szłaś się ze mną spotkać, prawda? Inaczej by Cię tu nie było. Nie uratowałabyś mnie, gdybyś nie dała mi szansy.
- Nie musiałam Ci jej dawać Draco. Ty nigdy jej nie straciłeś – powiedziała cicho. Na potwierdzenie swoich słów wyjęła łańcuszek, który zdobił jej dekolt. Chłopak oniemiał zerkając to na twarz dziewczyny to na biżuterię, którą podarował jej tak dawno temu. Często zastanawiał się, co zrobiła z tym podarunkiem. Wreszcie dostał odpowiedź.
- Co tu się u diabła dzieje? - zapytał cichym, spokojnym głosem Severus wchodząc do łazienki, w której zastał dwójkę swoich uczniów. Draco wyglądał dokładnie tak, jak w skrócie opisała to panna Granger. Dziewczynie udało się zatamować krwawienie, ale nie była w stanie poradzić sobie z odwróceniem zaklęcia. Nic w tym dziwnego. Czarna magia, tak zaawansowana, wykraczała poza program nauczania.
- Szłam do pokoju życzeń, gdy usłyszałam dziwny dźwięk dobiegający z łazienki. Weszłam i zastałam w niej Dracona. Postanowiłam mu pomóc i wezwałam pana. Sądzę, że reszta wykracza poza zakres mojej wiedzy.
Miała nadzieję, że przyjaciel potwierdzi jej wersję wydarzeń i nie zdradzi, kto był napastnikiem. Miło złości na Pottera, nie chciała wpakować go w kłopoty. Draconowi nic już nie groziło i tylko to się dla niej liczyło.
- Iście gryfoński gest panno Granger. Teraz, jeśli pani pozwoli, zabiorę pana Malfoya do swojego laboratorium i dokończę to, co pani zaczęła. Potem wezwę Cię do siebie i oboje wyjaśnicie mi, co tu miało miejsce.

Krótkie skinienie głowami, wymienione spojrzenia i w łazience została tylko Hermina. Odetchnęła głęboko i wróciła do swojej wieży. Wolała tam poczekać na wezwanie Severusa. Miała aby nadzieję, że nie zrobi krzywdy złotemu dziecku, gdy tylko go spotka. Choć miała na to ochotę.

Czy teraz wszystko się zmieni, skoro on wie, że może na nią liczyć? Że będzie stała za nim murem, cokolwiek by się nie działo? Miała nadzieję, że tak. Potrzebowała go tak, jak on potrzebował jej. Tylko razem byli w stanie sięgać gwiazd i dobrze o tym wiedzieli. A w obecnej sytuacji każda namiastka nieba była mile widziana.

Zawsze będziemy razem. ZAWSZE.

Rozdział 4


Miesiące szybko mijały. Coraz łatwiej było jej pogodzić się z utratą przyjaciela. Miała dwóch nowych, którzy może nie byli w stanie zastąpić Dracona, ale robili, co mogli, by nie czuła się samotnie. A mimo wszystko nie mogła doczekać się powrotu do domu. Chciała już przytulić się do mamy i wszystko jej opowiedzieć.
- Hermiono słyszałaś, co do ciebie mówiłem? – zapytał Harry, gdy całą trójką stali w lochach czekając na zajęcia. Dziewczyna spojrzała na niego przepraszająco i poprosiła, by powtórzył.
- Wracasz do domu na święta?
- Tak. Już nie mogę się doczekać – powiedziała uśmiechając się delikatnie.
- Ktoś za tobą tęskni Granger? – kpiący głos dobiegł zza jej pleców. Powoli odwróciła się stając twarz w twarz ze swoim przyjacielem, który mimo całej kpiny i chłodu, wciąż miał w oczach to coś, co nie pozwalało jej tracić nadziei. I to raniło ją najbardziej.
- Owszem, czego nie można powiedzieć o twoich rodzicach – powiedziała cicho i nim blondyn zdążył coś odpowiedzieć weszła do klasy, za chłopakami. Nienawidziła się za to, co powiedziała, ale on też powinien poczuć się tak samo, jak ona. Ranił ją na każdym kroku a ona miała tego dość.

Śnieg pokrywał niemal wszystko w zasięgu wzroku. Zauroczona podziwiała znany krajobraz, gdy wracała z dworca do domu. Niewiele mówiła. Wolała zrobić to przy kubku kakao przed kominkiem. Na spokojnie. Weszła do swojego pokoju, który wyglądał dokładnie tak samo, jak kilka miesięcy temu. Podeszła do okna, z którego widać było wzgórze. Była ciekawa, czy Draco jest już w domu.
- Kochanie chodź na dół, bo kakao wystygnie – zawołała Jane. Dziewczynka ostatni raz spojrzała przez okno i zeszła do salonu, w którym czekała na nią mama. W milczeniu popijały gorący napój.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało?
Hermiona milczała nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów a potem, sama nie wie nawet kiedy, szlochała w ramionach mamy nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- Już dobrze kochanie, możesz mi wszystko opowiedzieć – szeptała Jane tuląc do siebie córkę. Minęło jeszcze troche czasu, zanim dziewczyna się uspokoiła. A potem zaczęła wszystko opowiadać. Zaczęła od spotkania w księgarni. Smutnej minie Draco i jego wyniosłem matce. Póżniej o tym, co powiedział jej Blaise, czego domyśliła się sama i co powiedział jej Draco. Skończyła na opowieści o relacjach, jakie między nimi panowały w szkole. O tym chłodzie i kpinie, którym raczył ją na każdym kroku.
- Nie wiem, co ci powiedzieć Hermiono. Wiesz, że jego rodzice to trudni ludzie. Jestem pewna, że gdyby mógł to zachowywałby się zupełnie inaczej. To nie jego wina – powiedziała w końcu Jane. Tak bardzo współczuła swojej córce i Draconowi.
- Wiem mamo, ale to nie sprawia, że boli mniej – szepnęła. – Wciąż mam nadzieję, że coś się zmieni. Wiem, że on też na to czeka, ale powoli mam dość. Jest moim przyjacielem i zawsze nim będzie, ale to zbyt wiele mamo.


Draco siedział w swoim pokoju sam. Rodzice wyszli do znajomych a on wykręcił się bólem brzucha. Nie miał ochoty na żadne wyjścia. Chciał siedzieć w tym pokoju aż do końca przerwy światecznej a potem wrócić do szkoły. Choć tak bardzo nienawidził się za to, jak traktował Hermionię, cieszył się, że może ją widywać. To dawało mu siłę i nadzieję. Wierzył, że kiedyś to się skończy. Czarny Pan upadnie a on będzie mógł decydować o swoim życiu. Zastanawiał się, jak zareagowałaby jego przyjaciółka, gdyby pojawił się na progu jej domu. Za bardzo bał się odrzucenia, by zaryzykować. Postanowił poprzestać na drobnym upominku, który chciał jej wysłać. Miał aby nadzieję, że nie wyrzuci go, gdy tylko ujrzy nadawcę. Wstał podchodząc do małej szafki, w której trzymał ładnie zdobioną szkatułkę. To w niej znajdowało się coś, co chciał podarować Hermionie. Sięgnął po delikatny łańcuszek z przywieszką w kształcie gwiazdki. Pamiątka po babci, która kiedyś dostała go od swojego dobrego przyjaciela. Liczył, że doceni ten gest i kiedyś, gdy będzie już mógł sam o sobie decydować da mu jeszcze jedną szansę. Bo mimo wszystko jej potrzebował.


Sześć lat później
-Nie wierzę, że znowu tam wracamy. Wakacje nie miały końca – powiedział Ron, gdy rozsiedli się całą trójką w wolnym przedziale. Hermiona tylko posłała im delikatny uśmiech i zapatrzyła się w okno, za którym pewien blondyn prowadził ożywioną rozmowę z pewnym brunetem. Już niemal zapomniała, jak dobrze kiedyś między nimi było. Poza kilkoma epizodami, kiedy w tajemnicy dodawali sobie otuchy nie mieli w ogóle kontaktu. Poza kpiącymi uwagami i obelgami, których nie szczędził jej blondyn. Choć zauważyła, że z każdym rokiem słabną na sile. Jakby coś w nim pękało. Może jeśli poczeka jeszcze trochę to odzyska dawnego przyjaciela? Tylko, czy po tylu latach będą potrafili wciąż czerpać garściami z tej znajomości? Już dawno przestali być dziećmi.
- … Jestem niemal pewny, że Malfoy coś knuje. - Uszu dziewczyny dobiegł strzęp rozmowy przyjaciół. Pokręciła głową spoglądając na Harry'ego. Lubiła go, ale od połowy zeszłego roku miał obsesje na punkcie Dracona. Uważał, że blondyn lada moment wstąpi w szeregi Czarnego Pana i będzie rzucać avadami po korytarzu. Choć wiele udało mu się osiągnąć przez te kilka lat to był przewrażliwiony na punkcie ratowania świata, co czasem doprowadzało dziewczynę do białej gorączki.
- Błagam Cię nie zaczynaj z tym znowu. Niby po co Czarnemu Panu ktoś taki, jak Malfoy?
- Czemu uważasz, że to mało prawdopodobne?
- Bo Czarny Pan jest praktyczny. Nie rozdaje mrocznych znaków, jak lizaków. Skrupulatnie dobiera sobie zwolenników. Dla niego liczy się to, co dana osoba może mu dać. A Malfoy niewiele ma do zaoferowania na ten moment.
Harry mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale odpuścił. Postanowił zdobyć dowody zanim znowu rozpocznie rozmowę na ten temat. Tymczasem zatopił się w grze z Ronem pozostawiając Hermionę na pastwę swoich myśli.
Minęło sześć lat odkąd ostatni raz rozmawiała normalnie z Draconem. Sześć długich lat, podczas których poznawała magiczny świat zdana na dwójkę przyjaciół, która nie dorastała do pięt blondynowi. Tęskniła nawet za Blaisem, choć ten potraktował ją, jak zużytą zabawkę, którą odstawił w kąt. Brakowało jej ich śmiechu i wspólnych zabaw. Wciąż pamiętała swoją dziecięcą obietnicę, której starała się być wierna mimo wszystko.

To nic Draco. Będziemy zawsze razem.

Draco kłócił się z Blaisem. Powoli tracił cierpliwość do tego człowieka. Ciągle mieszał się do jego życia, choć sam nie był od niego lepszy. Nagle jego światopogląd obrócił się o 180 stopni i zaczął wręcz wielbić poglądy Czarnego Pana, przed którymi tak zawzięcie uciekał. I zaczął namawiać Dracona, by także podążał tą ścieżką. Problem polegał na tym, że on od dawna wiedział, czego chciał i nijak to się miało do filozofii Voldemorta. Rozejrzał się, by sprawdzić czy nikt nie domyśla się o czym mówią. Jego wzrok spoczął na przedziałowym oknie, w którym dostrzegł znajomą burzę loków. Hermiona spoglądała w dal pogrążona w myślach.
Często zastanawiał się, jakby zareagowała, gdy w szkole podszedł do niej i zamiast obrzucać obelgami zapytał, co u niej. Tak bardzo potrzebował jej wsparcia i obecności. Całe wakacje zastanawiał się, jak uwolnić się spod wpływów ojca, których miał już serdecznie dość. Gdy dowiedział się, że Czarny Pan chce go w czasie świąt włączyć do swojej małej armii robotów postanowił coś z tym zrobić. Nie zamierzał do końca życia płacić za decyzje, które podjęli jego rodzice. Nie wiedział tylko, do kogo powinien się zwrócić po pomoc. Jedyną osobą, której ufał była ona. Ale czy zechce z nim rozmawiać po tych wszystkich latach?

Rozdział 3


Wycieczka na ulicę Pokątną była dla dziewczyny niesamowitą przygodą. Było tyle rzeczy, które chciała zobaczyć i miejsc, które chciała odwiedzić, że nie potrafiła się na nic zdecydować. Rozglądała się na boki chłonąc wszystko głodnym wzrokiem. Jak mogło istnieć coś tak wspaniałego i jednocześnie ukrytego przed światem? Nie potrafiła tego wszystkiego pojąć rozumem.
- Spokojnie Hermiono, pamiętaj o oddychaniu- powiedział Blaise, śmiejąc się cicho. Spodziewał się takiej właśnie reakcji. Na nim to miejsce też wywarło ogromny wpływ, choć ujrzał je dawno temu. I czuł ekscytację za każdym razem, gdy tu zaglądał.
Ruszyli wzdłuż brukowanej ulicy. Rodzice bruneta zaproponowali, że wybiorą się z mamą Hermiony do banku, by wymienić pieniądze a oni w tym czasie mogą udać się na małe zwiedzanie. Umówili się, że za godzinę spotkają się przed księgarnią. Dziewczyna nie mogła się doczekać, by zobaczyć więcej. Przyjaciel zabrał ją na mały spacer pokazując co ciekawsze miejsca. Minęli między innymi centrum handlowe, gdzie można kupić zwierzaki i sowy, sklep Olivandera, do którego na pewno pójdą kupić im różdżki. Jednak najbardziej zainteresowała Hermionę księgarnia.
- Trafiłam do nieba- szepnęła, gdy przekroczyli próg sklepu. Od samej ziemi aż po sufit piętrzyły się najrozmaitrze książki dosłownie o wszystkim. Z czułością przebiegała palcami po grzbietach równo poukładanych tomów. Blaise w ciszy wędrował za nią, pozwalając, by nacieszyła się urokiem tego miejsca. Nagle zatrzymał się, dostrzegając blond czuprynę znikającą kilka regałów dalej.
- Hermiono- zaczął niepewnie. Dziewczynka odwróciła się i spojrzała na niego.- Wydaje mi się, że Draco z rodzicami tutaj jest.
Wyraz jej twarzy mówił sam za siebie. Ból mieszał się z rozczarowaniem. Zacisnęła dłonie w małe piąstki i powróciła do przerwanego zajęcia. Mimo wszystko chciała wierzyć, że ich przyjaźń jest coś warta. Jednak słysząc jego głos nie potrafiła się oprzeć. Weszła w dział, z którego dobiegał. Wtedy po raz pierwszy ujrzała jego rodziców. Wyniośli, dobrze ubrani, z surowym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć wyrazem twarzy. Dopiero teraz uderzyło w nią to, jak wyglądało życie blondyna zanim ją poznał. Łzy zaszkliły się jej w oczach, gdy przypomniała sobie jego twarz z ich pierwszego spotkania. Ta sama wyniosłość i brak emocji. Jakimi ludźmi musieli być jego rodzice, że skazali niewinne dziecko na coś takiego? Z trudem powstrzymała się od powiedzenia czegokolwiek. Już zaczęła się odwracać, by wrócić do Blaise'a, który na nią czekał, gdy nagle Draco odwrócił głowę i spojrzał na nią. Widziała smutek malujący się w jego oczach. I nieme przeprosiny, że musi być taki, a nie inny. Bezgłośnie wypowiedziała słowa "na zawsze". Wiedziała, że je zrozumiał. Dostrzegła ten błysk w oku. Uśmiechnęła się do niego delikatnie. Wtedy odwrócił twarz i ruszył za matką a ona powróciła do bruneta.


Siedząc w swoim pokoju, otoczona paczkami z Pokątnej czuła się tak nieszczęśliwie, jak nigdy wcześniej. Nie spodziewała się, że tak potoczy się jej życie. Miała dopiero jedenaście lat. Dlaczego musiała tak szybko dorosnąć i stawić czoła niesprawiedliwemu światu? Chciała po prostu być dzieckiem. Poznawać to, co jest wokół niej i mieć u boku swojego najlepszego przyjaciela. To przecież tak niewiele. Kilka łez potoczyło się po jej policzkach. Otarła je swoją małą rączką i podeszła do okna. Było z niego widać niewielkie wzgórze, za którym znajdował się dom Dracona. U dołu stała ławeczka, na której często siadała i czekała, aż jej przyjaciel się zjawi. Przymknęła na chwilę powieki. Teraz przed oczami miała wyraz twarzy przyjaciela z dzisiejszego spotkania na Pokątnej. Potrząsnęła głową. Musiała, coś ze sobą zrobić, żeby nie zwariować. Wzięła pierwszą książkę, która wpadła jej w ręce i udała się do ich miejsca. Zasiadła pod starym, wielkim drzewem i zatopiła się w lekturze.

Draco chodził po swoim pokoju nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. Wciąż przed oczami miał scenę z księgarni. Jej twarz, oczy. I słowa, które bezgłośnie wypowiedziała. Spojrzał w okno. Powoli zapadał zmierzch. Westchnął cicho i opadł na łóżko. Miał wielkie szczęście, że na nią trafił. Była niesamowicie wyrozumiałą i inteligentną dziewczynką. Tak bardzo mu ulżyło, gdy dostrzegł delikatny uśmiech na jej twarzy. Była przy nim mimo wszystko. Na zawsze. Tak, jak mu obiecała.
Rozejrzał się pustym wzrokiem po pokoju. Kim tak naprawdę był? I kim chciał być? Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Wiedział za to, kim jego rodzice chcą, by był. Wypranym z uczyć, gardzącym innymi snobem, który nie wie, co to słabość i nigdy nie płacze. Zawsze wygrywa, bez względu na cenę. Piękne opakowanie, które nie zawiera w środku niczego wartościowego. Nie był ideałem. Tak często miał ochotę się poddać. Usiąść i zacząć płakać. Przyklejał na twarz maskę, którą cenili rodzice a w środku rozpadał się na miliony kawałków. I tylko Hermiona potrafiła je pozbierać i ułożyć w jedną, spójną całość. W chłopca, którym naprawdę był. Znała go tak dobrze. Czasem miał wrażenie, że nawet lepiej, niż on sam. I tylko ona wiedziała, jak ciężko mu teraz było.

Jego ukochana przyjaciółka. Powierniczka tajemnic. Jego sumienie.


Pierwszy września nadszedł nadspodziewanie szybko. Hermiona czuła się rozdarta. Z jednej strony cieszył ją wyjazd i wielka przygoda, która na nią czekała a mimo wszystko miała ochotę płakać. Chciała spędzić ten magiczny czas z przyjacielem, jednak nie było jej to dane. Dzień wcześniej dostała od Blaise'a wiadomość, w której Draco przepraszał ją za wszystko. Dokładnie wiedziała, co to oznaczało. Ich znajomość nie ma prawa bytu, ponieważ jego ojciec będzie mieć oko na to, z kim młody Malfoy utrzymuje kontakty. Został jej tylko brunet. I choć bardzo lubiła spędzać z nim czas, nie był on w stanie zastąpić jej ukochanego, upartego i trochę upierdliwego blondyna, który potrafił jednym spojrzeniem sprawić, że czuła się wyjątkowa. To on dostrzegł w niej to, czego sama nie widziała i pokazał, jak silną jest osobą. Doskonale wiedział, że poradzi sobie i teraz.
Z cichym westchnieniem ubrała się i zeszła na dół na śniadanie. Za godzinę mieli po nich przyjechać państwo Zabini. Dziewczynka cieszyła się, że jej mama ma tak dobry kontakt z rodzicami Blaise'a. To naprawdę bardzo wiele upraszczało.
- Gotowa do podróży?- zagadnęła Jane, gdy Hermiona skończyła śniadanie. Krótkie skinienie głowy musiało wystarczyć za odpowiedź. Bez słowa udała się na górę po swój kufer. Po chwili rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Pół godziny później byli już na dworcu. Dziewczynka pożegnała się z mamą, która nie mogła jej odprowadzić na właściwy peron, po czym przybrała na twarz maskę obojętności i, wraz z rodzicami bruneta, przeszła przez barierkę, która prowadziła na peron 9 i 3/4. Rozejrzała się po miejscu, które było wypełnione czarodziejami w każdym wieku. Z oddali dostrzegła blond czuprynę Dracona, który stał z rodzicami i jakąś czarnowłosą dziewczynką. Mijając go spuściła wzrok. Znaleźli wolny przedział, pożegnali się z państwem Zabini i oczekiwali odjazdu.
- Wiem, że ci ciężko Hermiono- powiedział cicho Blaise. Długo zastanawiał się, czy powinien cokolwiek powiedzieć. Oboje zachowywali się dokładnie tak samo. Było po nich widać, jak wiele kosztuje ich rozłąka. Draco potrafił mówić o swojej przyjaciółce godzinami. Nigdy wcześniej nie widział, by ktoś był tak do kogoś przywiązany. Mieli ogromny skarb, który musieli porzucić. Nikt nie zapytał ich o zdanie. Miał aby nadzieję, że kiedyś to się zmieni.
- Wiem Blaise, ale widocznie tak musi być. On wie, że może na mnie liczyć bez względu na wszystko.
Jej głos był przepełniony smutkiem. Brunet westchnął cicho i spojrzał przez okno. Za pięć minut mieli wyruszyć. Wszyscy zaczynali się żegnać i wsiadać do pociągu. Po chwili do ich przedziału dosiadło się jeszcze dwóch chłopców. Hermiona całą drogę milczała spoglądając w okno.

Hogwart choć urzekający, nie zrobił na niej wrażenia. Nie potrafiła się cieszyć tym miejscem. Jeszcze nie teraz. Musi najpierw nauczyć się żyć bez najlepszego przyjaciela. Ceremonia Przydziału przypieczętowała koniec otwartej znajomości z młodym Malfoyem. Trafił do Slytherinu a ona do Gryffindoru – dwóch domów, które nienawidzą się z zasady. Co prawda Blaise też tam trafił, ale spoglądając na niego przez salę dojrzała delikatny uśmiech na jego twarzy, gdy odwzajemnij jej spojrzenie. Wiedziała, że jej nie zostawi. Chociaż on jej pozostał. Jedyna więź, która łączy ją z Draconem.

Pierwsze tygodnie były dla Hermiony bardzo ciężkie. Nie trafiła na żadną przyjazną duszę w jej domu. Wszyscy krzywili się, widząc ją w towarzystwie ślizgona. Nie przejmowała się tym. Starała się spędzać z nim, jak najwięcej czasu i nie wypytywać za często o blondyna. Tylko czasem padało pytanie "jak on sobie radzi?". Brunet znosił to wszystko cierpliwie. Takie pytania padały także z ust Dracona. Rozumiał, że jest im ciężki. Starał się im pomagać, jak tylko mógł. Oboje byli jego przyjaciółmi.

Nie wszystko jednak zawsze toczy się tak, jakbyśmy tego chcieli. Z czasem jej kontakt z brunetem osłabł. Większość dnia spędzał ze swoimi znajomymi a dla niej znajdował znikome ilości czasu. Po ostatniej kłótni, w której wytknął jej, że przyjaźni się z nim tylko po to, by wypytywać o Dracona, uciekła z płaczem i od tego czasu unikała spotkań z nim. Kolejna osoba, która ją opuściła. Choć brunet miał wybór.

Minęły kolejne tygodnie zanim doszła do siebie i zaczęła w miarę normalnie funkcjonować. To właśnie wtedy po raz pierwszy od kłótni z brunetem ktoś zrobił jej tak wielką przykrość, że uciekła z płaczem zamykając się w damskiej łazience. To było w noc duchów. Pewien chłopak z jej roku, Ron Weasley, dokuczał jej na zaklęciach. Słysząc jego nieprzyjemne komentarze, coś w niej pękło. I skończyło się to dla niej niemal tragicznie. Ktoś wpuścił do szkoły górskiego trola, który za cel wycieczki obrał sobie łazienkę, w której przebywała. Tylko pomoc Rona i jego przyjaciela, Harry'ego Pottera uratowała ją. Od tego czasu trzymali się razem.

Gdy Draco usłyszał, jak wielkie niebezpieczeństwo groziło jego przyjaciółce niemal nie rozpłakał się z bezsilności. Gdyby mógł się z nią przyjaźnić nic takiego nie miałoby miejsca. Gdyby nie ten półgłówek Blaise, który ją zostawił, Hermiona nie musiałaby płakać. Całe szczęście, że ten Potter i jego rudy kompan uratowali ją na czas. Choć pewnie, gdyby nie odpowiadali za stan, w którym się znalazła, nie ruszyliby tyłków, by ją uratować. Kłócąc się z własnym sumieniem w końcu wziął sowę i napisał do dziewczyny krótką wiadomość.

Ciesze się, że nic ci nie jest. Bardzo się martwiłem.
D.M.
Czytając ją miała łzy w oczach. Nie zapomniał. To ją utwierdziło w przekonaniu, że ich przyjaźń przetrwa wszystko. Że będą już na zawsze.

Rozdział 2


Następnego dnia Hermionę zbudził zapach gofrów. Szybko ubrała się i zbiegła na dół. W kuchni czekał już na nią Draco. Z szerokim uśmiechem zajadał ciepłe jeszcze gofry z bitą śmietaną. Dziewczynka westchnęła i zasiadła przy stole.
- Dobrze, że jesteś. Właśnie miałam iść cię budzić- powiedziała Jane stawiając przed córką talerz gofrów. Wczoraj odbyli poważną rozmowę na temat wyjazdu ich córki do szkoły. Mieli pewne obawy, ale Hermiona promieniała opowiadając im o szkole i zupełnie innym świecie. W końcu zdecydowali, że pozwolą jej pojechać.
- Lepiej szybko wcinaj, bo za chwilę przyjdzie Blaise- powiedział Draco odsuwając od siebie pusty już talerz i biorąc łyk soku pomarańczowego. Dziewczynka rozpromieniła się na tą wiadomość i zabrała się do zjadania gofrów. Już po chwili oboje siedzieli na ogrodowej ławce czekając na chłopca.
- Jesteś pewny, że mnie polubi?- zapytała niepewnym głosem Hermiona. Coraz bardziej zaczynała się denerwować.
- Oczywiście, że tak. Opowiadałem mu o tobie. Nie mógł się doczekać, by tu przyjść.
Przez chwilę panowała między nimi cisza. Dziewczynka rozglądała się nerwowo. W końcu dostrzegła zbliżającą się do nich postać. Podekscytowana zeskoczyła z ławki i oboje ruszyli w stronę chłopca. Miał nepewną minę i spoglądał na swoje buty.
- Blaise, to jest Hermiona
- Miło mi cię poznać. Sporo o tobie słyszałem- powiedział chłopiec w końcu unosząc twarz. Jego niebieskie oczy błysnęły zza grzywy ciemnych włosów. Przyglądał się dziewczynce z zainteresowaniem. Była dokładnie taka, jak opisał ją Draco. Drobna dziewczyna z promiennym uśmiechem, błyskiem w czekoladowych oczach i burzą loków. Chyba nie dało się jej nie lubić. On przynajmniej póki co czuł do dziewczyny sympatię.
- Ciebie także miło poznać. Nie mogłam się doczekać- powiedziała Hermiona i ku zaskoczeniu obojga, uściskała nowo poznanego chłopca.
Reszta dnia upłynęła im na wspólnej zabawie. Dziewczynka dowiedziała się sporo rzeczy o nowym koledze. Miała nadzieję, że znajomość z Blaise także zmieni się w przyjaźń. Już teraz czuła się dobrze w jego towarzystwie. Co prawda przy nikim nie będzie się czuć tak swobodnie, jak przy Draconie, ale Blaise mógł deptać mu po piętach.



Kilka kolejnych dni wyglądało podobnie. Soptykali się całą trójką w ogrodzie Hermiony i bawili. Czasem wychodzili nad rzekę. Nigdy jednak nie zabrali Blaise'a w ich miejsce. Nie mówili o tym, ale instynktownie wiedzieli, że są rzeczy zarezerwowane tylko dla nich. W końcu Blaise musiał wracać do domu, który niestety mieścił się na drugim końcu miasta. Obiecał jednak, że jak najszybciej odwiedzi przyjaciół. Znowu zostali we dwójkę.

- Brakuje mi troche Blaise'a- powiedziała dziewczynka, gdy pewnego popołudnia siedzieli pod swoim drzewem.
- Ja też za nim tęsknie. Obiecał niedługo znowu mnie odwiedzić.


Hermiona zauważyła zmianę w zachowaniu przyjaciela. Odkąd zapoznał ją z Blaisem niechętnie chciał rozmawiać o koledze. Zupełnie jakby był zazdrosny, bo dziewczyna znalazła z chłopcem wspólny język. Oczywiście nie mówiła głośno o tym, co zauważyła. Wolała nie denerwować blondyna. I bez jej sugestii ostatnio chodził zły i łatwo wybuchał.

Zbliżały się wakacje a co za tym idzie jej wyjazdł do nowej szkoły. Nie miała pojęcia, jak to będzie wyglądać. Mimo opowieści obu chłopców wciąż w jej głowie kształtował się niewyraźny obraz. Bała się trochę. W końcu był to zupełnie obcy świat. I żałowała, że Draco nie będzie mógł pomóc jej zdobyć wszystkich potrzebnych rzeczy. Cieszyła się, że przynajmniej Blaise zaproponował, by pojechali wspólnie. Jego rodzice nie mieli nic przeciwko. Poznała ich w zeszły weekend, gdy po długich namowach syna zgodzili się przywieźć go do przyjaciółki. Dracona akurat nie było. Musiał pojechać z rodzicami do dziadków. A mama Hermony nie pozwoliła rodzicom bruneta odjechać bez wcześniejszego wypicia herbaty. Tym sposobem całą trójką usiedli w ogrodzie pijąc i rozmawiając. Jane skorzystała z okazji i wypytała o wszystkie nurtujące ją rzeczy. Wtedy padła propozycja, by pojechali na zakupy wspólnie.


- Chyba zaprzyjaźniłaś się z Blaisem- powiedział blondyn. Był deszczowy dzień, więc oboje siedzieli w pokoju Hermiony. Mama dziewczyny przyniosła im przed chwilą ciepłe kakao i ciastka z czekoladą. Teraz siedzieli na puchatym dywanie i zajadali się nimi.
- To coś złego?- zapytała Hermiona zerkając niepewnie na przyjaciela. Widziała zawód w jego oczach, gdy dowiedział się, że Blaise wraz z rodzicami odwiedził ją. Jeszcze większy ból sprawiła mu informacja, że razem wybierają się na zakupy na Pokątną.
- Nie. Tylko... Żałuję, że ja tak nie mogę- powiedział cicho chłopiec spuszczając wzrok. Gdyby tylko jego rodzice nie mieli obsesji na punkcie czystości krwi i wyższości nad resztą świata, jego życie byłoby o wiele prostsze. Nagle poczuł, że obejmują go drobne ramiona. Hermiona przytuliła przyjaciela. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Rozumiała, że rodzice Dracona nie są pokojowo nastawieni do mugoli. Nie była na niego zła. Nie rozumiała skąd w nim ta gorycz.
- Draco... Zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Nie ważne, co się stanie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję- wyszeptała dziewczynka przytulając przyjaciela. Blaise dużo jej opowiadał o tym, jak wygląda i funkcjonuje Hogwart. Była świadomo, że jej znajomość z blondynem może być wystawiona na próbę. Miała nadzieję, że uda im się przetrwać.

Hermiona była bardzo podekscytowana widmem niedalekiej wyprawy do świata magii. Wciąż nie umiała sobie tego wszystkiego wyobrazić. Bo niby jak wyobrazić sobie sklep, w którym ktoś wręczy jej do ręki patyk mówiąc "oto twoja różdżka". Czy to nie jest zbyt proste? Im bliżej było do wyjazdu, tym więcej wątpliwości nie dawało jej spokoju. Zasypywała pytaniami przyjaciół, którzy cierpliwie to znosili. Była im za to ogromnie wdzięczna.
- Hermiono oddychaj. Poradzisz sobie ze wszystkim- powtarzał Draco, gdy po raz kolejny próbował uspokoić przyjaciółkę. Rozumiał jej stres. Sam się denerwował, choć przecież żył w tym świecie od zawsze. Tak bardzo chciał móc jej powiedzieć, że będą tam razem. Że jej pomoże. Ale nie mógł. Jego ojciec dostał się do rady rodziców. Będzie częstym bywalcem w szkole a to oznacza, że będzie sprawować pieczę nad swoim synem. Nie powiedział o tym jeszcze Hermionie. Chciał nacieszyć się jej obecnością póki nikt nie zabronił mu kontaktów z nią. Miał aby nadzieję, że Blaise będzie w stanie wszystko jej wyjaśnić a ona nie znienawidzi go aż tak bardzo. Nie chciał jej stracić. Jako jedyna wiedziała o nim wszystko. Rozumiała go. Wiedział, że już nigdy nikomu nie zaufa aż tak. Hermiona była wyjątkowa.
Wracając do domu miał posępną minę. Nienawidził tego, kim był. Przez nazwisko, które nosił był wręcz zobowiązany do gardzenia wszystkimi, którzy nie są tacy, jak on. I sądził, że to jest w porządku, póki nie poznał Hermiony. Kto by pomyślał, że jedna osoba zmieni jego światopogląd o 180 stopni. Szkoda tylko, że jego rodziców nie dało się tak naprawić. Chciał, żeby byli podobni do rodziców Blaise'a. Tak samo wyrozumiali, uśmiechnięci i kochający. Jego przyjaciel miał wielkie szczęście. Będzie mógł spędzać czas z Hermioną i nikt za to nie trzaśnie go zaklęciem, by ukarać go za "niewłaściwe zachowanie". Czuł niesamowity ból w piersi na myśl o tym, że to właśnie on, Blaise będzie przy Hermionie, gdy ta po raz pierwszy wkroczy do świata czarów. Nigdy nie sądził, że to kim jest stanie na drodze ich przyjaźni. Zapomniał przez chwilę o tym innym świecie, w którym panowały inne zasady. Będąc z przyjaciółką tworzyli własny świat, w którym nikt niczego im nie zabraniał. Czuł się w nim tak dobrze. I wcale nie chciał go opuszczać. Im bliżej było do początku roku, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że jego miejsce zajmie Blaise.
- Nie tak miało być- szepnął chłopiec ocierając jedną, zbłąkaną łzę, która potoczyła się po jego policzku. Był za młody, by grać według zasad, które ustalono dla o wiele straszych od niego. Był za młody, by nienawidzić.

Rozdział 1


Hermiona obudziła się wyjątkowo wcześnie. Budzik stojący przy łóżku wskazywał dopiero godzinę siódmą. Na dworze świtało. Jej przyjaciel na pewno jeszcze smacznie spał. Tak bardzo nie chciała, by wyjeżdżał. Wyjeżdżał tylko kilka dni, a ona miała wrażenie, że miną wieki zanim znowu ujrzy jego roześmianą twarz. Był jedyną osobą, która znała jej tajemnice. I miała nadzieję, że sama była jedyną, która znała jego. Wiedziała o jego zaufaniu w stosunku do niej. Rozumiała też, czemu nigdy nie odwiedzali domu Malfoyów. Choć ciężko przyszło mu wyznanie prawdy, zrobił to. Bał się, że Hermiona się obrazi, dlatego nie chciał nic mówić. Pamiętała jego zdziwioną minę, gdy zamiast odejść bez słowa rzuciła mu się na szyję i szepnęła na ucho "To nic Draco. Będziemy zawsze razem". Tak bardzo w to wierzyła. Była naiwnym dzieckiem, które żyło złudzeniami o świecie. Nie chciała poznawać prawdy. Wbrew logice, która nie była jej obca, nie dopuszczała do siebie myśli, że coś może ich rozdzielić. Byli i będą razem. Na zawsze. Przecież są przyjaciółmi. Takimi prawdziwymi. A prawdziwi przyjaciele nigdy nie odchodzą. Tak powtarzała jej mama, która mimo upływu lat, wciąż spotykała się z ciocią Marie, swoją przyjaciółką ze szkolnych lat. Dziewczynka wierzyła, że ją i Dracona łączy dokładnie taka sama przyjaźń. Z uśmiechem na ustach przewróciła się na drugi bok i postanowiła jeszcze trochę pospać.

Miała wrażenie, że ledwo przymknęła powieki, kiedy ktoś ją zbudził. Mruknęła niezadowolona i otwarła oczy żeby napotykać spojrzenie niebieskich oczu. Draco siedział na skraju jej łóżka uśmiechając się delikatnie.
- Jak się tu dostałeś? - zapytała zaskoczona dziewczynka siadając na łóżku obok przyjaciela.
- Twoja mama mnie wpuściła. Mówiła, że śpisz, więc przyszedłem cię obudzić. Pośpiesz się, bo z tego, co czuję na śniadanie będą te pyszne tosty z czekoladą i nie wiem, czy dla ciebie starczy – powiedział ze śmiechem blondyn i wybiegł z pokoju, zanim Hermiona zdążyła się odezwać. Kręcąc głową ubrała się pośpiesznie i zeszła na dół. W całym domu pachniało czekoladą. Dziewczynka zajęła miejsce obok zadowolonego Dracona, który zajęty był zjadaniem jej śniadania.
- Mamo zostało coś dla mnie? - zapytała z nadzieją. Jane zaśmiała się cicho i postawiła przed córką talerz z tostami.
- Udało mi się kilka uratować, ale musisz się śpieszyć. Coś mi się zdaje, że Draco wciąż ma miejsce na kilka tostów.
- Na pewno nie moich – zawołała wojowniczo dziewczynka i odsunęła talerz na bezpieczną odległość.
Po chwili w kuchni rozległ się śmiech obojga dzieci. Jane kochała takie poranki, wypełnione zapachem czekolady i śmiechem. Wtedy czuła, że wszystko jest na swoim miejscu. Że zrobiła co było w jej mocy, by zapewnić swojej ukochanej córeczce szczęście.

- Naprawdę musisz wyjeżdżać? - zapytała cicho Hermiona. Po zjedzonym śniadaniu udali się razem nad rzeczkę. Uwielbiali siadać w cieniu starego, dużego dębu i spoglądać na cicho szemrzącą wodę, która nieustannie gnała przed siebie. To było ich miejsce. Ich azyl.
- Wiesz, że tak. Nie chcę, ale nie mam wyjścia. Rodzice są uparci - powiedział krzywiąc się na samo wspomnienie. Nie podobało mu się, że musi zostawiać Hermionę. Tak bardzo lubił spędzać z nią czas. Jego życie diametralnie się zmieniło odkąd ją poznał. Był szczęśliwy. Uśmiechał się. I czuł się z tym bardzo dobrze. Gdyby jego ojciec wiedział, że przyjaźni się z kimś, kto nie jest czarodziejem, zabroniłby mu spotkań z nią. Na szczęście Lucjusz Malfoy nie miał czasu, by interesować się przyjaciółmi syna. Był zadowolony, gdy Draco zachowywał się poprawnie w jego obecności. Cała reszta nie miała dla niego znaczenia.
- Teraz to tylko kilka dni. A co będzie, gdy dostaniesz się do Hogwartu? Nie chcę cię widywać tylko we wakacje – powiedziała jeszcze ciszej dziewczynka, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Chłopiec nie mówiąc nic, objął ją ramieniem i pogładził po bujnych włosach. Sam nie wiedział co wtedy będzie. Tak bardzo tego nie chciał. Gdyby tylko mógł, zabrałby ją ze sobą. Na pewno spodobałoby się jej w innym świecie. Tak różnym od tego, który znała. Tylko tamten świat nie należał do nich. Nie było w nim miejsca na ich przyjaźń.
- Hermiono, nie martw się. Jakoś to się ułoży. Będzie dobrze. Ja też nie chce cię zostawiać na tak długo. Proszę, nie płacz.

Powtarzał te słowa, jak mantrę. Nie wiedział, kogo próbuje przekonać –siebie, czy dziewczynkę w jego ramionach, która w tej chwili wydawała mu się bardzo krucha. Wiedział, że nic już nie będzie takie samo. Westchnął cichutko, gładząc przyjaciółkę po ramieniu, które delikatnie drżało.
- Chciałbym ci potem kogoś przedstawić - powiedział niepewnie chłopiec czekając na reakcję Hermiony. Nie wiedział, czy to był dobry pomysł. Postanowił po raz kolejny zaryzykować. Była dla niego taka dobra. Nie mógł wymarzyć sobie wspanialszej przyjaciółki. Czuł się tak potwornie źle wiedząc co nadchodzi.
- Chodzi o tego chłopca, o którym mi wspominałeś? - zagadnęła dziewczynka, ocierając mokre policzki rękawem. Pamiętała, jak pewnego popołudnia Draco przybiegł jej powiedzieć, że dzisiaj nie będą mogli się razem bawić. Mówił o jakimś chłopcu, który go odwiedził. Później dodał, że zanim ją poznał, on był jego jedynym przyjacielem. Mimo wszystko Hermiona cieszyła się, że Draco miał kogoś, komu mógł ufać zanim ją poznał.
- Pamiętasz takie rzeczy? - zdziwił się blondyn, a na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. Dziewczynka była niesamowita. Mądra i inteligentna, choć bardzo młoda. Tak wiele rozumiała, tak wiele mu wybaczała. Wiele dawała mu z siebie, nie prosząc o nic w zamian. Wystarczyło jej, że był obok. Pierwszy raz spotkał się z czymś takim i nie do końca rozumiał, jak to wszystko działa. Nie chciał tego pojąć.
- Pamiętam wszystko co mówisz, Draco - zaśmiała się kręcąc głową. Odkąd zdała sobie sprawę, że ich czas dobiega końca, kolekcjonowała wspomnienia. Miała zamiar wracać do tych piękny chwil, gdy będzie jej smutno.


Hermiona siedziała skulona na ogrodowej ławce. Dzień chylił się ku końcowi. Nienawidziła czekać. Nienawidziła być z dala od swojego przyjaciela. Czuła wtedy, że nigdzie nie pasuje. Że nikt jej nie rozumie. Tylko on wiedział, jaka jest naprawdę. Widział w niej coś więcej. I tak bardzo za nim tęskniła. Przekręciła delikatnie głowę w lewą stronę. Stamtąd zawsze przybiegał blondyn. Gdy tylko zbliżał się do jej domu twarz płonęła mu uśmiechem. Tak bardzo lubiła, gdy się uśmiechał. Starała się, by robił to jak najczęściej. Wiedziała, że w towarzystwie swojej rodziny nie miał zbyt wielu powodów do uśmiechu. Nie rozumiała tego. Ona posiadała kochających rodziców, którym zależało na jej szczęściu. Rodzicom Dracona zależało tylko na poprawnym zachowaniu, które przystoi ludziom, o ich nazwisku. To nie miało sensu. Nie nazwisko przecież świadczy o człowieku, ale to, co jest w stanie dać z siebie innym. Tego Draco nauczył się dopiero przy niej.
- Hermiono, dobrze się czujesz? - zapytała z troską w głosie Jane. Jej córka od kilku dni chodziła przygaszona i cicha. Praktycznie nie wychodziła z pokoju, a kiedy już to robiła, siadała na ogrodowej ławce i patrzyła przed siebie. Niewiele rzeczy ją interesowało.
- Tak mamo. Nic mi nie jest. Po prostu tęsknie za Draco - powiedziała cicho dziewczynka i, odkładając sztućce na talerz, zsunęła się krzesła. Powolnym krokiem ruszyła w stronę schodów wiodących do jej pokoju.

Rano czekała na nią niespodzianka. Nie do końca rozbudzona, zeszła na dół, skąd nawoływała ją mama.
- Coś się stało?
- Spójrz, przyszedł do ciebie list. Może to Draco napisał.
Dziewczynka szybko podbiegła do mamy i wzięła od niej kopertę. Spojrzała na pieczęć. Skądś ją znała.
- Hogwart – szepnęła, a niedowierzanie odmalowało się na jej młodej twarzy. – Mamo, to nie wiadomość od Draco. To list ze szkoły magii. Ze szkoły, do której we wrześniu wyjeżdża.
Cała drżała. Nie wiedziała, czy otworzyć kopertę, czy nie. Nie wiedziała, czego mogą od niej chcieć. Blondyn wspominał jej, że zdarzają się czarodzieje nawet wśród mugoli, ale żeby padło akurat na nią? To musiał być sen. Zamknęła mocno oczy, a gdy ponownie je otwarła wciąż stała w holu, trzymając w ręce dziwny list. Nie zwracając uwagi na mamę, która przyglądała jej się, pobiegła do swojego pokoju. Postanowiła poczekać z otwarciem listu. Chciała mieć przy sobie Dracona. W końcu to jego świat się nią zainteresował.

Kolejne dwa dni były dla dziewczynki istną męczarnią. List kusił niemiłosiernie, ale wytrwała w swoim postanowieniu. Gdy w końcu nastał dzień powrotu Draco, nie mogła spać spokojnie. Obudziła się już o szóstej i nawet przez myśl jej nie przeszło, by spróbować jeszcze zasnąć. Ubrała się, schowała list do kieszeni spodni i po cichu zeszła na dół. Postanowiła poczekać na niego w ich miejscu. Miała nadzieję, że będzie sam. Bardzo chciała poznać tego chłopca, ale w tej chwili potrzebowała przyjaciela na wyłączność. Siadając pod starym dębem rozejrzała się wokół. Nic się nie zmieniło odkąd była tu po raz ostatni. Nawet kamyki zdawały się leżeć tam, gdzie ponad tydzień temu. Pogładziła kieszeń, w której znajdował się list. Odkąd go otrzymała zadawała sobie to samo pytanie: dlaczego napisali? Draco wspominał jej, że listy otrzymują tylko ci, którzy dostali się do szkoły. Ale ona przecież była całkiem zwykła. Musiała zajść jakaś pomyłka.
Tak pochłonęły ją własne myśli, że nawet nie zauważyła, gdy pojawił się blondyn. Dopiero ciche chrząknięcie wyrwało ją z zamyślenia.
-Draco! - zapiszczała i wstała, by wyściskać przyjaciela. - Tak bardzo tęskniłam. Musisz mi opowiedzieć jak było.
- Nie bardzo jest o czym opowiadać - powiedział cicho chłopiec i odsunął się delikatnie, spoglądając na swoją przyjaciółkę. Tak bardzo brakowało mu jej roześmianych, pełnych życia oczu. Tam, gdzie spędził ostatnie kilka dni nikt się nie uśmiechał. Zastanawiał się dlaczego tak jest. Może nikt ich nie nauczył jak się to robi? W końcu on też nie wiedział, że to takie proste, póki nie poznał Hermiony. Przy niej nie sposób było mieć zły humor. Miał nadzieję, że polubią się z Blaisem. Zamierzał jutro zabrać go ze sobą.
- Aż tak źle było? - zagadnęła pogodnie z powrotem zajmując miejsce pod drzewem. Draco, po chwili, poszedł w jej ślady i oboje zatopili się w rozmowie. Dziewczynka niemal zapomniała o liście. Gdyby nie cichy szelest, który wydał, jeszcze długo siedzieliby i rozmawiali o rzeczach tak nieistotnych w porównaniu z tym, co spoczywało w zapieczętowanej kopercie.
-Draco! - krzyknęła łapiąc się za kieszeń spodni. - Nie uwierzysz, co się stało. Dostałam list. Z Hogwartu!
Te kilka słów sprawiło, że z twarzy chłopca zniknął pogodny uśmiech. Obawiał się, że może do tego dojść. Jednak los i tym razem postanowił zrobić mu na złość.
- Dlaczego się nie cieszysz? Mówiłeś, że tylko osoby, które dostały się do szkoły otrzymują list. To znaczy, że razem z tobą pojadę do Hogwartu. Nie będziemy musieli się rozdzielać.
Głos Hermiony był tak radosny, że nie miał serca mówić jej, że rzeczywistość może nie być taka kolorowa. Uśmiechnął się do niej delikatnie i objął ramieniem.
- Dobrze, że będziesz tam ze mną – szepnął przymykając oczy. Chociaż jedna przyjazna dusza po jego stronie. Ona i Blaise. Teraz, jak nigdy chciał wierzyć w słowa, które kiedyś wypowiedziała jego przyjaciółka.

To nic Draco. Będziemy zawsze razem.
Na zawsze. Brzmi tak wyniośle. Miał nadzieję, że to "na zawsze" nie skończy się wraz z przekroczeniem przez nich murów Hogwartu.

Prolog



Był ciepły, wiosenny dzień. Jeden z tych, które napawają szczęściem i dają nadzieję na lepsze jutro. W ciągu minionego miesiąca coraz mniej było takich dni. Jane Granger z uśmiechem na ustach wyglądała przez kuchenne okno wychodzące na podwórze. Jej córeczka bawiła się w najlepsze wraz ze swoim przyjacielem. Była taka niewinna, taka delikatna. Na początku, Jane obawiała się, że przyjaźń z tym ponurym, wyniosłym chłopcem zmieni Hermionę. Jednak bardzo się pomyliła. Na jej oczach ów chłopiec przechodził przemianę. Z zimnego, nieczułego arystokraty, w kochającego dzieciaka, który troszczył się o swoją przyjaciółkę. Oboje mieli zaledwie dziesięć lat. Kobieta aż za dobrze pamiętała chwilę, gdy Draco po raz pierwszy zjawił się u nich w domu. Miało to miejsce chwilę po tym, jak się przenieśli. Hermiona snuła się po podwórku niezadowolona z przeprowadzki. Mimo że miała jedynie 5 lat, potrafiła postawić na swoim. Tym uporem pozbawiła rodziców największej sypialni, czyniąc z niej swoje królestwo. Był to jedyny sposób, by wynagrodzić jej utratę znajomych. Pani Granger wyszła na podwórze w poszukiwaniu córki. Chciała, by sama rozpakowała swoje zabawki i poukładała je na półkach. Zdziwiła się widząc, że dziewczynka nie jest sama. Towarzyszył jej blondyn, wyglądali na równolatków.

- Dzień dobry – powiedział na jej widok i pokłonił delikatnie głowę. Gest ten, wykonany przez dziecko, wydał się Jane zabawny i nie na miejscu. Z czasem zrozumiała skąd w tym chłopcu taka wyniosłość. Dopiero spędzając czas z Hermioną zaczął zachowywać się normalnie, jak pięciolatek. Dziewczynka uratowała jego dzieciństwo i sprawiła, że na twarzy Dracona gościł uśmiech.

W tej chwili oboje biegali za piłką śmiejąc się w głos. Co chwilę wpadali na siebie powodując wzajemne upadki. Jane pokręciła głową i udała się do salonu, gdzie na stoliku do kawy czekała niedokończona książka. Nie dane jej było jednak, choćby sięgnąć po nią. Ledwo opadła na kanapę, do salonu wbiegło dwoje dzieci.
- Mamo, mamy coś do picia? - zapytała dziewczynka ocierając brudną rączką spocone czoło. Pani Granger zaśmiała się cicho i zabrała dwójkę rozrabiaków do kuchni. Po chwili oboje siedzieli zadowoleni przy kuchennym stole, popijając chłodną lemoniadę.
- Pani lemoniada smakuje o wiele lepiej niż ta kupna – powiedział Draco uśmiechając się delikatnie.
- Dziękuję za ten komplement kochanie. Cieszę się, że ci smakuje.
Upewniając się, że szklanki trafiły bezpiecznie do zlewu, a dzieci ponownie wybiegły na podwórko, Jane udała się do salonu. Tym razem zasiadła do lektury i bez przeszkód się w niej zatopiła. Raz, po raz dobiegały ją wesołe śmiechy.