Po naprawdę długiej przerwie postanowiłam wrócić. Mam wiele blogów, które zawiesiłam i wiele historii, do których pewnie nigdy nie wrócę, ale ta jest dla mnie szczególnie ważna i postanowiłam ją skończyć. Nie wiem, z jaką częstotliwością będą pojawiać się rozdziały. Nie mogę wam obiecać, że będzie to regularnie. Nie wiem nawet, czy ktokolwiek tu jeszcze zagląda i czy ktokolwiek to przeczyta, ale robię to przede wszystkim dla siebie. Dla siebie i tej garstki ludzi, którzy zaglądali tutaj, czytali, komentowali i być może mieli nadzieję, że ta historia doczeka się zakończenia. Przed nami jeszcze kilka rodziałów. Nie wiem dokładnie ile. Wszystko wyjdzie w praniu. Póki co mam zaszczyt zaprosić was na rozdział 12 i mam nadzieję, że was nie rozczaruję. Że warto było tyle czekać.
* ~ ~ *
* ~ ~ *
-
Jesteś pewny Albusie?
- Niestety tak. Musimy być bardzo ostrożni. Wciąż nie wiemy, jak wiele już zdołał przekazać. Nie zamierzam cię narażać.
- To moja praca Albusie.
- Nie. Twoją pracą jest nauczanie. Tamto jest tylko zadaniem, z którego w każdej chwili mogę cię wycofać.
- Więc co teraz zrobimy?
* * *
- Niestety tak. Musimy być bardzo ostrożni. Wciąż nie wiemy, jak wiele już zdołał przekazać. Nie zamierzam cię narażać.
- To moja praca Albusie.
- Nie. Twoją pracą jest nauczanie. Tamto jest tylko zadaniem, z którego w każdej chwili mogę cię wycofać.
- Więc co teraz zrobimy?
* * *
Hermiona
przemierzała puste korytarze siódmego piętra zastanawiając się,
co jeszcze może pójść nie tak. Sądziła, że teraz wszystko
zacznie się układać. Mieli Zakon pełen utalentowanych
czarodziejów, młodą załogę, która aż rwała się do walki i
szpiega, który informował ich o tym, co działo się w obozach
wroga. Choć nikt nigdy nie mówił o tym głośno, to każdy
wiedział, że szpiegiem był Severus Snape.
- Cholera! - Hermiona aż przystanęła, gdy dotarło do niej, że szpieg z ich otoczenia także to wiedział, a to oznaczało, że profesor był w dużym niebezpieczeństwie. Wznowiła swoją wędrówkę kierując się w stronę Pokoju Życzeń. Musiała pomyśleć gdzieś na spokojnie o tym wszystkim, co ostatnio działo się w jej życiu. Było tego tak wiele.
Najpierw Harry, który zamknął się w sobie i nic do niego nie docierało. Potem Ron, który zaczął gdzieś znikać i dziwnie się zachowywać. I...
- Cholera! - wykrzyknęła po raz drugi. Jak mogła przegapić coś tak oczywistego? Miała ochotę uderzać głową o ścianę. Mieli szpiega bliżej niż im się wydawało. Zamknęła za sobą cicho drzwi do Pokoju i usiadła pod ścianą chowając twarz w dłoniach. Musiała ochłonąć.
* * *
- Cholera! - Hermiona aż przystanęła, gdy dotarło do niej, że szpieg z ich otoczenia także to wiedział, a to oznaczało, że profesor był w dużym niebezpieczeństwie. Wznowiła swoją wędrówkę kierując się w stronę Pokoju Życzeń. Musiała pomyśleć gdzieś na spokojnie o tym wszystkim, co ostatnio działo się w jej życiu. Było tego tak wiele.
Najpierw Harry, który zamknął się w sobie i nic do niego nie docierało. Potem Ron, który zaczął gdzieś znikać i dziwnie się zachowywać. I...
- Cholera! - wykrzyknęła po raz drugi. Jak mogła przegapić coś tak oczywistego? Miała ochotę uderzać głową o ścianę. Mieli szpiega bliżej niż im się wydawało. Zamknęła za sobą cicho drzwi do Pokoju i usiadła pod ścianą chowając twarz w dłoniach. Musiała ochłonąć.
* * *
Na
błoniach było spokojnie. Wszyscy uczniowie tłoczyli się w
pokojach wspólnych grając, rozmawiając lub odrabiając zaległe
prace domowe. Pogoda nie sprzyjała spacerom. Draco uznał to za
idealne warunki. Musiał pomyśleć. Ostatnio działo się tak wiele,
że nie miał zbyt wiele czasu na rozmowy z Hermioną i czuł, że mu
tego brakowało. Tak niewiele czasu minęło odkąd się pogodzili, a
on już zdążył się na powrót przywiązać. Kiedyś wszystko było
prostsze. Tak bardzo chciałby wrócić do początku, do miejsca, w
którym wszystko się zaczęło. Do ich wycieczek nad staw, zabaw,
pieczenia ciasteczek. Cholera, tęsknił nawet za Blaisem. Za tamtym
Blaisem – pogodnym, roześmianym chłopcem, który obiecał
opiekować się ich przyjaciółką, a zawiódł na starcie. Wciąż
pamiętał te smutne oczy, które spoglądały przez Wielką Salę na
niego. Zawiedli obaj. Ale choć tak wiele mieli już za sobą, to
czuł, że to dopiero początek. Że jeszcze wydarzy się coś
wielkiego. Muszą tylko uporać się z problemami, które każdemu
spędzają sen z powiek. Potem na pewno będzie lepiej.
Rozejrzał się po pustych błoniach. To niesamowite, jak w zamku pełnym dzieci może być tak cicho.
Rozejrzał się po pustych błoniach. To niesamowite, jak w zamku pełnym dzieci może być tak cicho.
-
Cisza przed burzą – wymruczał pod nosem kręcąc głową. Nikt
nie był na nią przygotowany. Bo najgorsza burza to ta, która, choć
mała, uderza z zaskoczenia trafiając w najsłabszy punkt.
* * *
Harry przechadzał się po zamku korzystając ze wszystkich znanych sobie skrótów, by uniknąć spotkania z kimkolwiek. Sądził, że już bardziej samotny nie mógł się poczuć, ale teraz, gdy Hermiona poszła analizować wszystko od początku do końca, a Ron gdzieś przepadł czuł, że nie ma tu dla niego miejsca. Spacerując przypominał sobie, jak całą trójką zarywali noce włócząc się po zamku, rozwiązując skomplikowane zagadki i ryzykując życie. Tak często ocierali się o śmierć i nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Razem byli silni. Tylko, że od tak dawna nie byli już razem. I nawet nie mógł winić za to Hermiony. To tylko jego wina. Zatrzymał się wyglądając przez okno. Błonia wydawały się takie ciche i spokojne. Mimo leżącego na nich śniegu żaden uczeń nie pokusił się o wyjście na zewnątrz i stoczenie bitwy na śnieżki. Pewnie, gdy znalazł Rona udałoby mu się namówić go na mały pojedynek. On nigdy nie odmawiał. Już miał ruszyć dalej, gdy dostrzegł jedną, samotną postać spacerującą w zapadającym zmierzchu. Nawet z tej odległości był pewien, że tym kimś był Malfoy. Nawet nie potrafił być na niego zły. Stracił tak wiele, że to aż cud, że się nie załamał. Została mu tylko Hermiona. W sumie... W sumie jemu też została tylko Hermiona. Po raz pierwszy uderzyło w niego to podobieństwo między nimi. Teraz przeszłość nie miała już znaczenia. Mógł udawać, ale to nie miało sensu. Każdy zapłacił wysoką cenę za wolność, a on nie chciał nikogo osądzać. Coś się skończyło i coś się zaczęło. A oni są w tym razem.
* * *
Zakapturzona postać przemierzała Zakazany Las. Niewiele osób wiedziało o polanie w sercu lasu, której nie obejmowało zaklęcie antyteleportacyjne. Jeszcze mniej osób potrafiło na nią trafić. Ron był jedną z tych osób, której udało się ją znaleźć i tylko dzięki temu stał się tym, kim się stał. Pokazał, że mu zależy, a to dla Czarnego Pana wiele znaczy. Widział już przez liczne drzewa i krzewy zarys błoni. Cieszył się, że pogoda nie sprzyjała spacerom. Niby nie musiał się nikomu tłumaczyć, co robił w lesie, nawet jeśli wstęp do niego był zakazany, ale im mniej osób widziało tym lepiej. Już tylko kilka kroków i powita go zapadający na błoniach zmierzch. Zsunął z głowy ciężki kaptur i wziął głęboki wdech. Powietrze o tej porze roku było takie rześkie. Śnieg coraz bardziej skrzypiał pod jego nogami. Jeszcze tylko jeden krok i oto niezachwiana biel przywitała jego zmęczone oczy. W innych okolicznościach pewnie żałowałby straconego czasu, który mógłby wykorzystać na bitwę na śnieżki z Harrym, ale to było ważniejsze. Tu wreszcie chodziło o niego. Nie o cudownego chłopca, czy piekielnie mądrą przyjaciółkę. Wreszcie to on był najważniejszy.
Stanął na skraju lasu i rozejrzał się. To miejsce kryło w sobie tak wiele wspomnień. Przeżył tutaj cudowne lata pełne przygód. Aż żal będzie się z tym wszystkim rozstawać. Już miał ruszyć w stronę zamku, gdy dostrzegł samotną postać stojącą nad jeziorem. Malfoy. Tak łatwo byłoby rzucić w niego jakimś zaklęciem, upozorować nieszczęśliwy wypadek. Tak łatwo byłoby pozbyć się chociaż tego jednego problemu, ale nie mógł. Malfoy był przeznaczony komuś innemu. Z cichym westchnieniem ruszył w stronę zamku nie oglądając się za siebie. Jeszcze tylko trochę, a dostanie swoją nagrodę.
* * *
* * *
Harry przechadzał się po zamku korzystając ze wszystkich znanych sobie skrótów, by uniknąć spotkania z kimkolwiek. Sądził, że już bardziej samotny nie mógł się poczuć, ale teraz, gdy Hermiona poszła analizować wszystko od początku do końca, a Ron gdzieś przepadł czuł, że nie ma tu dla niego miejsca. Spacerując przypominał sobie, jak całą trójką zarywali noce włócząc się po zamku, rozwiązując skomplikowane zagadki i ryzykując życie. Tak często ocierali się o śmierć i nawet nie zdawali sobie z tego sprawy. Razem byli silni. Tylko, że od tak dawna nie byli już razem. I nawet nie mógł winić za to Hermiony. To tylko jego wina. Zatrzymał się wyglądając przez okno. Błonia wydawały się takie ciche i spokojne. Mimo leżącego na nich śniegu żaden uczeń nie pokusił się o wyjście na zewnątrz i stoczenie bitwy na śnieżki. Pewnie, gdy znalazł Rona udałoby mu się namówić go na mały pojedynek. On nigdy nie odmawiał. Już miał ruszyć dalej, gdy dostrzegł jedną, samotną postać spacerującą w zapadającym zmierzchu. Nawet z tej odległości był pewien, że tym kimś był Malfoy. Nawet nie potrafił być na niego zły. Stracił tak wiele, że to aż cud, że się nie załamał. Została mu tylko Hermiona. W sumie... W sumie jemu też została tylko Hermiona. Po raz pierwszy uderzyło w niego to podobieństwo między nimi. Teraz przeszłość nie miała już znaczenia. Mógł udawać, ale to nie miało sensu. Każdy zapłacił wysoką cenę za wolność, a on nie chciał nikogo osądzać. Coś się skończyło i coś się zaczęło. A oni są w tym razem.
* * *
Zakapturzona postać przemierzała Zakazany Las. Niewiele osób wiedziało o polanie w sercu lasu, której nie obejmowało zaklęcie antyteleportacyjne. Jeszcze mniej osób potrafiło na nią trafić. Ron był jedną z tych osób, której udało się ją znaleźć i tylko dzięki temu stał się tym, kim się stał. Pokazał, że mu zależy, a to dla Czarnego Pana wiele znaczy. Widział już przez liczne drzewa i krzewy zarys błoni. Cieszył się, że pogoda nie sprzyjała spacerom. Niby nie musiał się nikomu tłumaczyć, co robił w lesie, nawet jeśli wstęp do niego był zakazany, ale im mniej osób widziało tym lepiej. Już tylko kilka kroków i powita go zapadający na błoniach zmierzch. Zsunął z głowy ciężki kaptur i wziął głęboki wdech. Powietrze o tej porze roku było takie rześkie. Śnieg coraz bardziej skrzypiał pod jego nogami. Jeszcze tylko jeden krok i oto niezachwiana biel przywitała jego zmęczone oczy. W innych okolicznościach pewnie żałowałby straconego czasu, który mógłby wykorzystać na bitwę na śnieżki z Harrym, ale to było ważniejsze. Tu wreszcie chodziło o niego. Nie o cudownego chłopca, czy piekielnie mądrą przyjaciółkę. Wreszcie to on był najważniejszy.
Stanął na skraju lasu i rozejrzał się. To miejsce kryło w sobie tak wiele wspomnień. Przeżył tutaj cudowne lata pełne przygód. Aż żal będzie się z tym wszystkim rozstawać. Już miał ruszyć w stronę zamku, gdy dostrzegł samotną postać stojącą nad jeziorem. Malfoy. Tak łatwo byłoby rzucić w niego jakimś zaklęciem, upozorować nieszczęśliwy wypadek. Tak łatwo byłoby pozbyć się chociaż tego jednego problemu, ale nie mógł. Malfoy był przeznaczony komuś innemu. Z cichym westchnieniem ruszył w stronę zamku nie oglądając się za siebie. Jeszcze tylko trochę, a dostanie swoją nagrodę.
* * *
Natłok
myśli nie pozwalał jej spokojnie oddychać. Wzięcie głębszego
oddechu graniczyło z cudem. Zdrada przyjaciela zawsze boli. Bolało,
gdy musiała odwrócić się od Draco. Gdy musiała słuchać jego
poniżania. Boli teraz, gdy wie, że to Ron sprzedaje ich życia
wrogowi. Nie mogła dłużej o tym myśleć. Ale gdy tylko
przestawała myśleć o Ronie w jej głowie pojawiał się obraz
Dracona. Jego jasne włosy, błękitne oczy. Jak mogła sądzić, że
była wystarczająco dobra, by stać się kimś więcej dla niego?
Choćby starała się z całych sił nie była go godna. Miała w nim
przyjaciela i to powinno jej wystarczyć, ale... Przyjaźń w tych
czasach nie jest absolutnie niczym pewnym, a oni już raz zboczyli z
wspólnej drogi. Czy tym razem będzie inaczej? Czy teraz im się
uda?